czwartek, 25 kwietnia 2013


Witajcie~!

Pewnie jesteście na mnie źli, że nie dodałam nowego rozdziału "Jak pies z kotem..." w środę. Mam Wam coś do powiedzenia, ale boję się tylko, że będziecie na mnie jeszcze bardziej źli...
A mianowicie... Zbliża się koniec roku szkolnego, czas poprawiania ocen i wzmożonej nauki... Myślałam, że nigdy tego nie powiem (lub nie napiszę) - BĘDĘ SIĘ UCZYĆ!

Oj~ tak... Kolejny oksymoron... Hahaha...haha...ha... ----------------------------------------------- Chyba raczej nie powinno mi być teraz do śmiechu...

Przepraszam, ale będzie to skutkować tym, że przez najbliższy miesiąc nowe rozdziały będą pojawiać się bardzo niesystematycznie... Czyli, krótko mówiąc - nie wiem kiedy będzie następny. Może jutro, może za tydzień...

Przepraszam i błagam Was o wybaczenie! *klęczy na kolanach i bije głową o podłogę*







sobota, 20 kwietnia 2013

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada? - rozdział 10


Witajcie~!

Uff~! Nareszcie skończyłam. Wiem, że kilka osób liczyło bardziej na „Jak pies z kotem…”, ale jakoś tak mi się zaczęły kolejne „Dołki” pisać. Ale nie bójcie się! Następna notka będzie poświęcona naszym zwierzaczkom. Nie wiem czy wyrobię się z czasem, ale postaram się ją wstawić… jakoś w środku tygodnia (ale nic nie obiecuję). Będzie to prawdopodobnie przedostatni rozdział. W następną sobotę lub niedzielę znów pojawią się kolejne „Dołki”.

Zauważyłam, że pojawiło się kilka nowych osób komentujących moje… ekhem… „opowiadania”(jeżeli tak to w ogóle można nazwać) – za co naprawdę im dziękuję J.

A odnośnie współpracy (wspólnego pisania) to od osób, które się wyrażają na to ochotę, prosiłabym (jeśli oczywiście zechcą), by napisały mi (Ilovehumans69@gmail.com) jakieś kontakty do siebie (np. e-mail). Ułatwi to nam korespondencję ;) Oczywiście, dziękuję każdej chętnej osobie z osobna, że chcą się ze mną męczyć J i pisać różne „dziwne rzeczy”.

A jeśli jesteście ciekawi ( a jeśli nie jesteście, to pomińcie ten akapit, bo tu będę się wyżalać), to pisałam ten rozdział od samego rana. Zazwyczaj pisałabym to max. do trzech godzin, ale… No cóż, tak jakoś wyszło, że pierwsze dwa zdania pisałam półtorej godziny. Hahaha…haha…ha…-----  Jakoś nie mogłam się zebrać do pisania. A to coś zaczynałam bazgrać tuszem (przy okazji złamała mi się jedyna sztaluga), a to grałam na komórce (w Pou), albo siedziałam na facebook’u i patrzyłam, jakie głupoty wstawiają moi znajomi. Przy okazji znalazłam pierwsze OVA Vassalord’a z polskimi napisami (Vassalord OVA 1 ), na które czekałam cztery miesiące. Ale i tak doszłam do wniosku, że wersja papierowa jest lepsza. Jeszcze takie fajne video KLIK~. Jak zwykle rozpisuję się, o jakiś bzdurach, a Wy moi biedni pewnie czekacie na konkrety.

Więc:

Zapraszam do czytania~!

 

 

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?

Rozdział 10

 

 

Popołudniowe słońce wpadało przez przeszkloną ścianę sypialni, oświetlając leżącą na łóżku sylwetkę. Drażniące promienie, bezlitośnie wyrywały śpiącego z przyjemnych objęć snu. Shizuo próbował uciec przed natarczywym światłem, przewrócić się na drugi bok lub zasłonić dłonią powieki. Jednak nie dał rady. Zrezygnowany zaszczycił świat spojrzeniem swoich zaspanych oczu. Przegrał kolejną walkę.

Na początku jeszcze wmawiał sobie, że wszystkie przypominające mu wydarzenia, były tylko jakimś kolejnym złym snem, koszmarem, wywołanym zbyt ciężkostrawną kolacją. Teraz już od dłuższego czasu wpatrywał się w sufit. A dokładniej sufit w mieszkaniu Izayi, w sypialni największej mendy i jego osobistego wroga. Leżał w jego łóżku, pod jego pościelą i nawet oddychał tym samym powietrzem, co on. Jednak samego informatora nie było w pobliżu. Nawet w zasięgu wzroku.

Blondyn czuł osłabienie i nieprzyjemną suchość w gardle, jakby wcześniej zjadł tonę piasku. Chciało mu się przeraźliwie pić, jednak gdy próbował choć podnieść rękę, ta dalej leżała, jak kłoda. Dziwna „mieszanka”, którą podał mu Shinra nadal działała, więc samowolne pójście do kuchni odpadało całkowicie. Zdeptać swoją dumę i poprosić kleszcza o wodę? Niedoczekanie!

Wskazówka zegara wiszącego na ścianie leniwie krążyła po tarczy, zataczając koło. Minęła minuta, potem jeszcze następne i kolejne. Z każdą chwilą nieprzyjemne uczucie w przełyku i ustach się nasilało i nie dawało się już dłużej ignorować.

Blondyn przeklinał się w myślach.

- Kleszczu… - Próbował krzyknąć, lecz jego usta opuścił  tylko chrapliwy szept. Spróbować jeszcze raz? Poniżyć się do tego stopnia, by wzywać wroga? –Kleszczu… Pchło. Mendo! IZAYA! – To już musiał usłyszeć. Nie poniży się jeszcze bardziej.

Minęły dosłownie ułamki sekundy, gdy blondyn usłyszał pospieszne kroki. Drzwi uchyliły się.

- Oh~ Obudziłeś Shizu-chan? A już myślałem, że niedługo zaczniesz się rozkładać w moim łóżku. – Jak zwykle w głosie informatora można było dostrzec kpinę, a wredny uśmieszek jeszcze bardziej potęgował to wrażenie.

Izaya wszedł niespiesznie do pokoju, stając w odległości metra od łóżka. Obie ręce miał schowane za plecami. Ostrożności nigdy za wiele. Jednak, gdy obiekt jego drwin nawet się nie poruszył, przysiadł na materacu z pytającym spojrzeniem.

Shizuo przeklinał wszystko, co przyczyniło się na taki obrót wydarzeń. Ten budynek, mendę, doktorka, a nawet to, o co zawadził informator, biegnąc na wolność. Nigdy nie wybaczy sobie tego, co za chwilę powie.

- Chce mi się pić… - Wychrypiał. - Czy mógłbyś przynieść mi wodę? P-pro… - Nie… To słowo nigdy nie padnie z jego ust w stronę tej mendy. Nigdy nie powie słowa „proszę”. Tak poniżającego! Nigdy! NIGDY!!!

Izaya spojrzał na Shizuo, dokładnie lustrując go wzrokiem. Jego uśmieszek się powiększył, a w czerwonych oczach błyszczały iskierki rozbawienia.

- A gdzie podziało się pewne magiczne słówko? – Udał zamyślonego. - Takie na przykład „proszę”. Chyba powinno wystarczyć? Więc…? – Spytał szyderczo, chichocząc pod nosem. Jednak widząc opór mężczyzny i jego zaciętą minę, natychmiast spoważniał. – Więc męcz się sam.

Spojrzeli sobie w oczy. Czerwone wyrażały wyższość i nieustępliwość, a z bursztynowych biła czysta chęć mordu i pogarda. Zapadło napięte milczenie.

W końcu, po paru minutach tej niemej bitwy, Izaya westchnął głośno z rezygnacją. Wyciągną przed siebie ręce, które przez cały ten czas miał za plecami. W jednej trzymał miseczkę z jakąś parującą papką, w drugiej szklankę z wodą. Widząc przezroczysty płyn, Shizuo poczuł jeszcze większe pragnienie. Uporczywie wpatrywał się w naczynia, które brunet odkładał na szafkę nocną.

Widząc zdesperowaną minę blondyna, informator mimowolnie się roześmiał.

- Przecież nie możesz pić na leżąco, prawda? Każdy przy odrobinie pecha może się utopić w łyku wody. Nawet taki potwór, jak ty.

Nachylił się nad blondynem, na co ten mimowolnie warknął. Jednak nieustraszona menda objęła jego tors, podciągając go do pozycji względnie siedzącej i oparł go plecami o ścianę. Zawiązał mu jakąś szmatkę pod czyją, przez co mężczyzna wyglądał, jak mały dzieciak ze „śliniaczkiem”.

Blondyn czuł się, jak wypchana kukła. Jak marionetka w rękach nieobliczalnego lalkarza. Nie mógł zrobić nic. Ani się poruszyć, ani odpyskować. Po prostu nie dał rady, zbyt osłabiony. Tak… Słaby Shizuo Heiwajima – te trzy słowa tworzyły chyba największy oksymoron na świecie.

Izaya na powrót usiadł na skraju materaca. Sięgnął ręką po szklankę i podsunął pod suche usta blondyna, nachylając tak, by ten mógł się napić. Shizuo jednak wpatrywał się w niego podejrzliwie.

- Nie bój się, nic tam nie dosypałem Shizu-chan. Jak jesteś w takim stanie, to nawet drażnienie się z tobą nie jest zabawne. Pij. Przecież chciałeś wody, prawda?  - Spojrzał na blondyna, a w jego oczach było coś dziwnego… Zaraz potem odwrócił wzrok w bok.  Jakby to nie był Izaya, Shizuo pomyślałby, że może to być troska. Ale to do jasnej cholery jest Izaya!

Były barman wpatrywał się jeszcze przez chwilę w mendę, ale potem zaczął łapczywie pić. Po opróżnieniu szklanki, informator odstawił ją na szafeczkę, ale zaraz w jego dłoni pojawiła się miseczka z parującą owsianką. Wziął łyżeczkę do ręki i nabrał na nią białą papkę.

- Izaya… Nie chcę tego czegoś… - Blondyn przyglądał się z niechęcią na  miseczkę, ale już kilka minut temu pogodził się, że jest zdany na łaskę i niełaskę informatora.

- Shizu-chan~! Jak nie będziesz jadł, to będziesz malutki i słaby~ Słyszysz? M~A~L~U~T~K~I~ I~ S~Ł~A~B~Y~! – Brunet przeliterował śpiewnie ostatnie słowa. – A tego nie chcemy, prawda? – Nakierował łyżkę w stronę jego ust. – Otwórz buzię Shizu-chan! Samolocik leci!

Chwilę późnej, Shizuo miał całe usta wypełnione parzącą owsianką. Mimowolnie wypluł gorącą papkę, co spotkało się z zaskoczonym spojrzeniem bruneta.

- Gorące. – Odpowiedział tylko tym jednym słowem na nieme pytanie.

Potem już wszystko poszło sprawniej. Kolejne porcje były pieczołowicie odmuchiwane i chłodzone przez informatora, a Shizuo pokornie połykał papkę.

- Grzeczny potworek. – Powiedział Izaya, gdy naczynie było już poste. Skierował spojrzenie na blondyna. -  Chyba nie było to, aż takie zł… e… - Przerwał widząc, jak z kącika ust mężczyzny spływa trochę mleka z owsianki, co było łudząco podobne do s… Brunet się zarumienił i szybko wytarł białą substancję.

Shizuo wpatrywał się w podejżanie dziwnie się zachowującego Izayę. Coś było wyraźnie nie tak, jak powinno. Jeszcze do tego, ta menda się rumieni…

- Izaya… dlaczego robisz to wszystko? – Spytał. Ta sytuacja powoli, lecz coraz bardziej zaczynała go niepokoić. – Dziwnie się zachowujesz. Nawet, jak na siebie. Trzymasz mnie we własnym mieszkaniu, karmisz… Tylko nie próbuj mi wmówić, że o opiekę nade mną prosić cię Shinra, bo w to na pewno nie uwierzę.

Brunet wstał z łóżka, zebrał brudne naczynia i skierował się do wyjścia. Dopiero, gdy mijał próg zaszczycił blondyna spojrzeniem, lecz jego twarz była obojętna i nie wyrażała żadnych emocji. Jak maska. Ale w jego oczach było dostrzegalne coś na kształt smutku.

- Wiesz, Shizu-chan… Wszystko ma swoją cenę. – Zaczął wyjaśniać. - Informacje, jedzenie, książki, meble… Wszystko. Życie też. Ty moje CAŁKIEM NIECHCĄCY uratowałeś, myśląc, że jestem twoim bratem. Ale to nie zmienia faktu, że mam teraz względem ciebie dług. – Wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi i zostawił Shizuo sam na sam z błądzącymi chaotycznie myślami.

***

Reszta dnia minęła… dziwnie. Jeżeli tak to można ująć, gdy dwóch zaciekłych wrogów mieszka pod jednym dachem. Oczywiście Izaya, był na każde zawołanie blondyna, ale gdy już przychodził zapadała niezręczna cisza. Nie robił uszczypliwych uwag, nie próbował denerwować czy prowokować. Robił co miał zrobić, a potem bez słowa wychodził i wracał do swoich zajęć.

Shizuo nigdy nie widział go takiego. Zawsze nadpobudliwa menda, dokazywała wszystkim wokół, a teraz… Wydawał się poważnie zamyślony, lub, można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że był smutny. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś go gryzie.

To nie moja sprawa. – Blondyn już od jakiejś godziny, czy dwóch prowadził swój wewnętrzny monolog, który zawsze spływał na ten sam drażliwy temat. – To jest Izaya. IZAYA! Mój największy wróg od pierwszego dnia, w którym się poznaliśmy. To nie moja wina, że ta pluskwa ma cały czas humorki… Raz rzuca mi jakieś dwuznaczne… nie… w tym przypadku była to całkowicie jednoznaczna uwaga. Tak… Potem się tuli… I śpi ze mną… Potem się rumieni… Jak tak nad tym myślę, to zaczyna to wyglądać coraz bardziej nieprawdopodobnie… I chyba jeszcze zaczynam się o niego martwić… Kurwa mać! Przecież, po wyjściu z tamtą miało być wszystko tak jak dawniej… Kurwa! Kurwa! Kurwa!

Dalsze rozmyślania jednak skutecznie przerwało mu wejście bruneta. Podszedł do łóżka, ale nawet nie raczył spojrzeć na blondyna.

- Czas spać, Shizu-chan. – Powiedział tylko. Nawet to denerwujące zdrobnienie, nie było wyśpiewane dźwięcznie, tak jak miał to w zwyczaju robić.

Ułożył Shizuo w pozycji leżącej, poprawił mu machinalnie poduszkę i przykrył pościelą. Zaraz potem skierował swoje kroki w stronę drzwi.

- Izaya… Co się stało? – W powietrzu rozbrzmiał cichy głos blondyna. – Tylko nie myśl sobie, że się o ciebie martwię, ale…

- Miałeś pretensje, że wcześniej zachowywałem się dziwnie, prawda?! – Przerwał mu Izaya, odwracając się do niego przodem. Prawie krzyczał, a w jego oczach palił się jakiś dziwny blask. – Teraz też coś ci nie pasuje w moim zachowaniu?! Przecież… przecież… - Odwrócił szybko głowę w przeciwnym kierunku. – Kurwa! – Wyszedł pospiesznie z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Shizuo wpatrywał się tępo w miejsce, gdzie zniknął brunet. Pierwszy raz w życiu widział, żeby Izayą miotały, aż takie wielkie emocje. Krzyczał i klął. Tylko nie było to, tak jak zwykle - dla zabawy. Wcześniej wszystko, co robił lub mówił, wydawało się doskonale wyuczonym scenariuszem, napisanym przez niego samego. A teraz? Wszystkie sznurki wyrywały się mu spod kontroli.

- Izaya? Izaya! Izaya! – Shizuo wołał go jeszcze kilkadziesiąt razy, lecz informator nie przychodził.

Minęła godzina, potem druga i kolejne. Ta sprawa nie dawała mu spokoju. Blondyn cały czas czekał na pojawienie się bruneta. Ale się nie doczekał. Usnął dopiero wczesnym rankiem, osłabiony przez leczące się rany i zmożony przez sen.

 

 

 

 

środa, 17 kwietnia 2013

Kolejne ogłoszenia parafialne + rysuneczki


Witajcie~!

Tak sobie dzisiaj patrzę, patrzę… Kilka osób wstawiało nowe notki na blogi.

Więc ja nie mogę być gorsza~! Choć i tak nie będzie tu nic zbyt ciekawego…

Tak więc jest notka-ogłoszenia parafialne.

Po pierwsze: Nowy rozdział się pisze… Tylko… Co chcecie w tą sobotę? „Dołki” czy „Psa i kota”? Czy może jedno i drugie? No dobra, może bez takich szaleństw ;)

Po drugie: Szukam na użytek własny masochisty… Hahahaha~! Zastanawiam się, czy nie pisać z kimś do tak zwanej „spółki”, jakiegoś kolejnego opowiadania-shizayi… Ale to prawdopodobnie, dopiero za jakiś czas, na przykład jak już skończę z „psem i kotem”. Nigdy czegoś takiego nie robiłam, byłoby to dla mnie kolejne pociągające wyzwanie J. Tak więc, jak ktoś byłby chętny…

Po trzecie (i najważniejsze): Wstawiam poniżej dwa obrazki, autorstwa mojego kolegi z klasy ( znany pod pseudonimem: tom mmyw). (Niestety) rysuje lepiej ode mnie. A z racji tego, że w szkole cały czas paplam o Shizuo i Izayi, to niektórym osobą zaczyna się ten temat udzielać.


Ach~! Ta ich mimika... Izayi taki fajny francowaty wyraz twarzy wyszedł :)
 
 
 
A tu słodziaki ;)
 
 
 
Zapraszam do odwiedzenia Jego bloga, gdzie niedługo pojawi się opowiadanie z tematyki Durarara, także Jego autorstwa (link powyżej).
 
Pozdrawiam~!
 
 
 
 
 
 
 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Złodziej w Ikebukuro? (one-shot, shizaya)


Witam~!

Dzisiaj mija już drugi miesiąc od zamieszczenia na tym blogu mojej pierwszej notki i zarazem mojego pierwszego opowiadania. Ale ten czas szybko leci~!

Bałam się, że nie uda mi się tego napisać, ale dzięki Waszym komentarzom, zdobyłam potrzebną mi do tego motywacje. Dziękuję za nie gorąco i z całego serca~!

 

Przedmioty codziennego użytku… Hmmm….

Tak więc, jak obiecałam jest one-shot, ale… wyszedł mi taki jakiś dziwny… Oczywiście jest to kolejna shizaya, ale zastanawiam się ile jest tutaj prawdziwej shizayi z shizayi.

Ale zresztą sami zobaczcie.

Zapraszam do czytania~!

 

 

Złodziej w Ikebukuro?



Nad zawsze tętniącym życiem Ikebukuro wstał świt, obwieszczając  rozpoczęcie kolejnego monotonnego dnia. Gdy wojny kolorowych gangów się skończyły, dzielnica stała się pospolicie zwyczajna. No... Ale może nie do końca taka zwyczajna, jak inne. Na pierwszy rzut oka nie widać różnicy, ale jak poobserwujemy trochę dłużej...

W jednej ze starych kamienic dało się słyszeć głośny alarm budzika. Po chwili ten sam przedmiot wyleciał przez okno, rozbijając szybę w drobny mak i wbił się w ścianę przeciwległego budynku. Po mieszkaniu rozległo się głośne klnięcie nad własną siłą.

Shizuo Heiawjima wyszedł jeszcze zaspany ze swojej sypialni. Spało mu się, delikatnie mówiąc - do dupy. Wstał niewyspany, cały połamany i obolały. Jeszcze na dodatek rozbił okno i budzik...

Przeciągle ziewając udał się do kuchni. Podgrzał mleko, a następnie wlał je do miski i nasypał płatków. Wziął naczynie i zaniósł do salonu. Włączył telewizor. Zanim pójdzie do pracy oglądnie jeszcze wiadomości. Odszedł dwa kroki i usiadł na krześle… A raczej upadł tyłkiem na podłogę, w miejscu gdzie powinien być mebel. Gorące mleko oblało wszystko wokół.

- Co jest do cholery? - Spytał się sam siebie.

 Rozglądał się w poszukiwaniu krzesła, lecz nigdzie go nie było. Trudno. Możliwe, że przeniósł je wczoraj do sypialni i po prostu zapomniał o tym fakcie.  Następnym razem popatrz się, gdzie pakujesz swoje zacne siedzenie Shizuo - zganił się mentalnie za własną głupotę.

Posprzątał wszędzie walające się płatki. Nie chciało mu się drugi raz robić śniadania, więc poszedł do łazienki trochę ogarnąć swój wygląd. Zajęło mu to kilkanaście minut. Wyszedł z pomieszczenia w samych bokserkach i skierował się z powrotem do sypialni. Otworzył szafę, po czym wyciągnął z niej skarpetki i spodnie. Ubrał je pospiesznie, lecz nigdzie nie mógł znaleźć do nich paska. No to nic. Dzisiaj pójdzie do pracy bez niego. Nie było to miłe, ale do zaakceptowania. Sięgnął ręką po czystą koszulę. Pusto.

- Przecież wczoraj wszystkie wyprałem, wyprasowałem i tu schowałem…

Zastanawiając się co się stało, usiadł na łóżku… Albo raczej gruchnął całą siłą na podłogę.

- Kurwa! – Krzyknął czując, że coś jest naprawdę nie tak, jak powinno.

W sypialni nie było jego łóżka, ani poduszki, co wyjaśniało dlaczego obudził się cały obolały. Brak jego wszystkich białych koszul i krzesła. Sięgnął do szafki nocnej po komórkę. Jego dłoń nie natknęła się na nic oprócz gładkiej powierzchni mebla.

Dzielnicą wstrząsnął ryk wściekłej bestii, budząc skutecznie wszystkich, którzy jeszcze nie wstali.

***

 

- Clety! Nie widziałaś gdzieś mojego kubka? – Shinra kręcił się w kuchni szukając swojego ulubionego naczynia i przy okazji, praktycznie przemeblowując całe  to pomieszczenie.

Bezgłowa kobieta tylko pokiwała szyją w geście niezrozumienia. Jak on może tak łatwo wszystko gubić? Wczoraj przekopał pół łazienki w poszukiwaniu suszarki, która i tak się nie znalazła…

„Jest pewnie tam, gdzie go zostawiłaś.” Napisała szybko na PDA i podłożyła mu przed nos ekranik.

- Ale nie ma! – Krzyknął jej ukochany. Miał minę, jak dziecko, które zgubiło swoją ukochaną zabawkę i nie może jej nigdzie znaleźć.

„Pomyśl logicznie. Przecież kubek nie mógł dostać nóg i nie poszedł sobie nigdzie… chyba.” Dodała po chwili, widząc, że oczy doktorka zalśniły od wzbierających w nich łez, a drżące usta uformowały się w podkówkę.

- Chyba masz rację Celty… Ale tak mi smutno… Musisz mnie teraz pocieszyć~! – Krzyknął pędząc w jej stronę z wyciągniętymi ramionami, czekającymi tylko, by zakleszczyć między sobą szczupłą, kobiecą sylwetkę. Zrobiła unik. Rozpędzony szatyn wpadł na sofę, przewracając ją i wylądował z hukiem na podłodze.

On chyba nigdy się nie zmieni…

***

 

- Mikado… - Szepnęła cicho okularnica, którą Bóg dość hojnie obdarzył… echem… pewnymi „atrybutami” prawdziwej kobiety. – Widziałeś gdzieś może moją komórkę?

-Nie. A co? - Chłopak wyskoczył z kuchni dziewczyny w jej różowym fartuszku do gotowania.

Anri na ten widok zaczęła się dyskretnie śmiać, przytykając dłoń do ust. Natomiast Kida… Jego oczy stały się okrągłe z niedowierzania, a usta lekko się rozchyliły i pociekła z nich odrobina śliny. Sądząc po kolorze jego policzków, można było się domyślić, że wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Jak Mikado może wyglądać w tym, aż tak SŁODKO?!

- Anri… a gdzie trzymasz noże? Chciałem pokroić warzywa do sosu, ale nigdzie ich nie mogę znaleźć… - Okularnica wyraźnie się zaniepokoiła uciekając wzrokiem na wszystkie strony.

- Kilka powinno być w szafce koło lodówki…

- Patrzyłem. Nie ma.

- To ja pójdę pokroić- Oh…! – Szybko urwała. Przecież nie mogę użyć przy nich Saiki! -  Pójdę do sklepu po nowe, a wy się rozgośćcie… - Ubrała szybko buty i wybiegła spanikowana do sklepu.

- No… Nasza kolacja chyba się opóźni… - Powiedział brunet przysiadając koło kolegi.

- Wiesz… - Kida nachylił się nad przyjacielem, coraz bardziej się rumieniąc i śliniąc. – Ja chyba wolę przejść już do deseru…

 

***

 

- Kadota! Kadota! Ratuj nas! – Erika ciągnąc za rękę Walkera, biegłą pędem w stronę mężczyzny energicznie wymachując drugą dłonią.

- Co się stało? –Wołany zapytał ze spokojem. Czy oni zawsze muszą robić, aż tyle hałasu?

- Ufo! – Wrzeszczała podekscytowana dziewczyna. - Ufo przyleciało i nas okradło! Nie ma konsoli, ani komputera! Słuchawki i mp3 też zabrali!

Mina chłopaka sapiącego ze męczenia po długim biegu, wyglądała niemalże na płaczliwą.

- I nie ma jeszcze mojego unikatowego, jedynego w swoim rodzaju na cały świecie widelca z wizerunkiem postaci z mojej ukochanej mangi!

- Dobrze poszukaliście w samochodzie? – Zapytał podejrzliwie Kadota. Widząc, jak potakują głowami zamyślił się na chwilę. - Może Togusa pożyczył? Dzwoniliście do niego?

- Nie! – Krzyknęli równocześnie obydwoje. W ich oczach było widać czystą desperację.  -  Zadzwoń! Szybko!

Mężczyzna wybrał numer. Przyłożył telefon do ucha, wsłuchując się w monotonne pikanie ze zniecierpliwieniem. Jego przyjaciele przybliżyli się do niego, jak najbliżej by móc słyszeć przebieg rozmowy. Po chwili dźwięk się skończył i usłyszeli znajomy głos.

- Kadota?! – Słychać było, że Togusa oddycha z ulgą. - Jak dobrze że dzwonisz! Papier toaletowy mi ukradli! Cały zapas!

- I co z tego?! – Krzyknął zaskoczony bezpośredniością chłopaka.

- To… że teraz nie mogę wyjść z kibla, do cholery!

 

***

 

Blondyn przemierzał ulice w wytartych jeansach i białym podkoszulku, przyciągając jak magnes spojrzenia przechodniów swym niecodziennym wyglądem. Skończył już pracę kilka godzin temu. Tom skarżył się mu, że z jego domu zniknęły stół, kaloryfer i wszystkie firanki. Ach! Właśnie! I jeszcze różowa koneweczka do podlewania kwiatków. Co krok słyszał, jak jakaś osoba osądza inną, o kradzież rzeczy.

- Więc to jest już problem globalny… Coś mi tu śmierdzi. – Powiedział i skierował się pospiesznym krokiem do Shinjuku.

***

 

- Braciszku… Odddaj nam nasze kanapeczki~! Tak ładnie prosimy! - Powiedziała okularnica przykładając mu jego własny scyzoryk do gardła.

Izaya leżał na łóżku. Jego ręce były przywiązane, jakimś paskiem i nieuruchomione ponad jego głową. Nie mógł się ruszyć nawet na centymetr. Tak głupio dał się podejść tym dwóm wszom. Już  wiedział dlaczego Shizu-chan zawsze nazywa go pasożytem i mendą. Ale to jest najwyraźniej rodzinne u Oriharów.

- Nie zapomnij jeszcze o lusterku i chusteczkach w kotki, Mairu. – Dodała jak zwykle spokojnym tonem jej siostra bliźniaczka.

Informator patrzył raz na jedną, raz na drugą, próbując wyczytać z ich twarzy jakieś emocje. Na ich obliczach panowała fałszywa pustka, lecz jednak dobrze wiedział jak targają nimi emocje i desperacja, by odzyskać swoje ukochane rzeczy.

- Więc to wy „pożyczyłyście” ode mnie mój scyzoryk?! – Spytał, nawet nie udając zaskoczenia.

- Tak… Przez przypadek. – Powiedziała jedna z dziewczynek. - Ale ty nie musiałeś okradać połowy miasta!

Rozejrzał się wokół. W mieszkaniu piętrzyły się najróżniejsze rzeczy. Począwszy od szminek i nici, poprzez ubrania, a na meblach kończąc.

- Szukałem swojego noża! A przy okazji chciałem zobaczyć, jak reagowaliby  moi ukochani ludzie w takiej sytuacji, gdy giną ich przedmioty niezbędne do codziennego funkcjonowania. No i jeszcze, byłem ciekawy czy nasza bestyjka wpadnie w szał… - Zza okna niczym jak na zawołanie dobiegł dźwięk szybkich kroków, a chwilę później rozbijanie szkło rozsypało się pod uderzeniem znaku drogowego.

- IIIIZAYYYYYA!!! Wychodź z tej swojej nory! – Tak oto swoje przybycie oznajmił Shizuo.

Informator spojrzał uważnie i z naganą w oczach na swoje siostrzyczki, bawiące się na zmianę ostrym narzędziem.

- Rozwiążcie mnie! Szybko! – Nie ma czasu do stracenia. Jeśli Schizu-chan tu wpadnie…

- To oddaj nam nasze kanapki! – Krzyknęły obie oskarżycielsko.

Brunet wiedział, że znajduje się na przegranej pozycji. Po raz pierwszy w życiu.

- Ale ja już je zjadłem! – Odskoczyły od niego i zaczęły szybko przegrzebywać wszystkie szuflady, jakie były tylko w zasięgu ich wzroku. - H-hej… Co wy robicie?!

Wyciągnęły z biurka czystą kartkę papieru i długopis. Napisały coś i wybiegły z mieszkania. Brunet wpatrywał się z niedowierzeniem w zatrzaskujące się za nimi drzwi.

- Kurwa mać… - Szypnął tylko i zaczął się energicznie szarpać, chcąc się uwolnić.

***

 

Shizuo wchodzi pospiesznie po schodach zmierzając w wiadomym kierunku – do mieszkania tego kleszcza. Winda była zajęta i zbyt dużo czasu zabrałoby czekanie na nią. Wybrał więc szybszą drogę.

Wreszcie dotarł do wielkich czarnych drzwi. Wszystko się w nim gotowało od nadmiaru adrenaliny we krwi. Wytrzeszczył oczy z zaskoczenia, widząc przylepioną na drewnie karteczkę z krzywym, pospiesznym napisem:

„ Daj mu nauczkę Shizuo-san! Zemsta za nasze kanapeczki!

                                                              Mairu i Kururi”

 

- Czy to kolejny podstęp tej pluskwy?! – Spytał sam siebie. Chwilę zastanawiał się, co zrobić, jednak długo nie wytrzymał…

Otworzył drzwi rozglądając się pospiesznie po ogromnym pomieszczeniu. Gdy pojawi się coś niepokojącego lub podejrzanego trzeba będzie szybko zareagować. Wszędzie jednak piętrzyły się jakieś pierdoły, a z mebli zwisały girlandy z papieru toaletowego. Szafki, stoliki, jakieś urządzenia elektryczne, poplątane kable, ubrania… Tak, jego idealnie białe i wyprasowane koszule, leżały teraz pomięte na ziemi, jak jakieś najgorszej jakości szmaty. Żyłka na jego czole zaczęła niebezpiecznie pulsować, gdy zobaczył po środku tego całego syfu swoje łóżko. A na nim, tą pieprzoną mendę unieruchomioną jego paskiem i wijącą się desperacko w próbie ucieczki.

W końcu gospodarz zauważył intruza, lecz teraz zamiast się szarpać, zastygł nieruchomo.

- Cześć Shizu- chan~! Pomożesz mi się uwolnić? – Zapytał prezentując uśmiech godny prawdziwego niewiniątka.

Blondyn wpatrywał się przez chwilę w informatora. Ciekaw był, kto był w stanie zaskoczyć go na tyle, by dał się tak wpakować. Czyżby młodsze siostrzyczki były tym razem sprytniejsze? Otrząsnął się jednak szybko z pierwszego szoku.

- Uwolnić? – Zapytaj z udawanym zastanowieniem w głosie. – Ależ oczywiście! – Uśmiechnął się. - Pomogę ci się uwolnić od twojego nędznego życia Izaya! Giń!

Blondyn ruszył pędem przez mieszkanie przygotowując się, by raz na zawsze skończyć z mendą. Niestety nie dorównywał jego wrodzonej zwinności, zaczepił nogą o jedną ze swoich koszul pałętających się po podłodze i wpadł na łóżko. Izaya syknął z bólu,czując na sobie ciężar ciała byłego barmana, ale nie mógł powstrzymać swoich złośliwych uwag.

- Och… Shizu-chan, nie wiedziałem, że z tobą jest aż tak źle! Właśnie przedeptałeś jedną ze swoich świętych koszul od Kasuki… I widzę, że w końcu nie ubrałeś się jak klaun w cyrku. Czyżbyś zaczął pogardzać swoim braciszkiem i chciał zademonstrować to przez swój nowy imidż?  - Zaczął się śmiać z wyższością, choć cały w środku siebie trząsł się. Nie, nigdy się nie przyzna do tego, że się boi! Ale Shizu-chan jest teraz tak blisko jego ciała… To było wyraźnie  coś innego od uczucia trwogi.

Shizuo z utkwioną głową w materacu wycelował na oślep zaciśniętą pięścią w stronę skąd dobiegał głos. Nie chciał widzieć, jak mózg tej mendy rozpłaszcza się na jego materacu. Poczuł miękkość poduszki. Kurwa! Nie trafił. Ale… zaraz… co to za twardy kształt pod nią?! Wsunął po to rękę i wyciągnął podłużny przedmiot. Na jego widok zaschło mu w ustach. Nie… NIE!!! 

- Izaya… - Niemalże warknął, podsuwając wibrator przed twarz bruneta. – Co to, kurwa jest?!

- O. – Izaya otworzył szeroko czerwone oczy w zdziwieniu. – Więc to tu to chowałem! Jak dobrze, że się znalazł! – Brunet czując ciepło ciała blondyna, dokładnie przylegającego do jego własnego i trzymany w jego ręku przedmiot, mimowolnie poczuł przyjemne łaskotanie i mrowienie w podbrzuszu. - Nie wiesz co to jest Shizu-chan?! Nie rozśmieszaj mnie! To jest wibrator! W-I-B-R-A-T-O-R! Możesz sobie nim zrobić dobrze, jeśli wsadzisz go sobie w d… - Zamilkł słysząc, jak z impetem, którego nawet Shizuo, by się nie powstydził, otwierają się drzwi. Do mieszkania wbiegła zdyszana Namie, lecz zatrzymała się gwałtownie widząc prezentującą się przed nią sytuację.

Łóżko.

Dwie postaci leżące na łóżku.

Shizuo leżący na Izayi.

Izaya ma przywiązane ręce paskiem Shizuo do wezgłowia łóżka.

A Shizuo trzyma w ręce…

Kobieta wytrzeszczyła oczy w przerażeniu.

- Wy… WY ZBOCZEŃCY! Oddawajcie idealny model Seijiego! – Podbiegła do oszołomionego i zaskoczonego jej wtargnięciem blondyna, wyrywając mu „model do celów wiadomych”. Gdy wybiegała z mieszkania, odwróciła się jeszcze z furią malowaną na twarzy w progu. – Wiedziałam, że po tobie można się wszystkiego spodziewać Izaya. Ale tego, że Shizuo-san chcąc cię „zadowolić” musi używać mojego braciszka… Obrzydlistwo!

Drzwi trzasnęły z hukiem, a dwójka mężczyzn wpatrywała się w nie milcząc. Nieprzyjemną ciszę przerwał Izaya.

- Więc Shizu-chan… - Brunet czuł, że jego spodnie robią się niebezpiecznie ciasne. Coraz bardziej i bardziej, a mrowienie i chcica cały czas się nasila. Jeśli nic z tym zaraz nie zrobi to zwariuje!

Shizuo chyba poczuł twardą wypukłość, bo podniósł się z łóżka, nie poświęcając nawet jednego spojrzenia kleszczowi.

- Wychodzę. Twoje siostrzyczki chciały, żebym cię ukarał. – Spojrzał wymownie na jego krocze. – Nie znam nic gorszego od tego, kiedy mi stoi, a ja nie mogę się spuścić. – Uśmiechnął się jak najbardziej wrednie potrafił.

Informator spojrzał zaskoczony na blondyna.

- Ale twoje łóżko…

- Kupię sobie nowe. Nie chcę wieczorem zasypiać i przypominać sobie o tych bredniach. – Powiedział, kończąc zbierać swoje koszule i skierował się do wyjścia.

- Ale… Przynajmniej mnie rozwiąż!

Jednak drzwi tylko głośno trzasnęły i Izaya został sam na sam ze swoim pulsującym problemem.

 

***The end***

 

 

Po głowie pałętało mi się kilka wersji z podaną tematyką przedmiotów codziennego użytku. Niektóre prawie w ogóle nie miały nawet wątku shonen-ai, więc z nich od razu zrezygnowałam, żeby nie zawieść waszych oczekiwań. Ale pewnie i tak je zawiodła.

Było jeszcze kilka wersji takich… naprawdę +18 (za każdym razem wychodziło mi z tego prawie sado-maso z opisaniem najdrobniejszych szczególików). Ale tutaj od czasu do czasu zaglądają moi znajomi, więc to chyba byłby dla nich zbyt duży szok. I tak już pewna osoba, która upierała się przez kilka miesięcy, że jestem całkowicie normalna, doszła do wniosku, że jednak się pomyliła i zmieniła zdanie. No! A tak na poważnie, to poza tym nie miałam do nich jakichś porządnych zakończeń. Wszystko kończyło się na numerku i tyle. A poza tym ostatnio moje one-shoty opierały się prawie tylko i wyłącznie na seksie, to zrobiłam takie coś dla miłej odmiany.

Hahahahahahahahahaha~!

Niewyżyte seksualnie bestyjki są teraz zawiedzione!

Dobra kończę przynudzać.

Dobranoc Wszystkim~! Miłych yaoistycznych snów.

piątek, 12 kwietnia 2013

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada? rozdział 9


Witajcie~!

 

Ale mam zły humor… Spieprzyłam po całości wypracowanie z polaka. Nigdy w życiu sobie tego nie wybaczę…


Dobra. Skończyłam pisać rozdzialik i dodaję dziś.

Ale chce mi się spać… *ziewa przeciągle*

Nie ma nic nowego, ani ciekawego. Jak na razie (niestety) żadnych fajerwerków.

Rozdział jest długi ( jak na moje pisanie), ale prawie nic się w nim nie dzieje. Takie tam tylko pierdoły…

Cholera! Cały czas myślę o tym wypracowaniu… Moja głupota nie zna granic. Będę musiała to poprawić.

Ach… No właśnie! Mam do was ważne pytanko. Ile chcecie żeby było rozdziałów dołków?

Nie przestraszcie się, ale jak sobie obliczyłam ile mi to zajmie, to wychodzi, że wszystkich może być około dwudziestu rozdziałów… Chyba trochę za dużo, prawda? Boję się, że w pewnym czasie mogę zacząć przynudzać, jeżeli już tego nie robię. Z drugiej strony, jak wszystko poskracam, to wydaje mi się, że będzie zbyt ubogie….

Co więc zrobić?!

 

Zapraszam do czytania~!

 

 

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?

Rozdział 9

 

 

Shizuo, jakiś czas temu próbował zasną. Jednak... jakoś mu to nie wyszło. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział zaspaną twarz Izayi i słyszał to nieoczekiwane "przyjemności zostawmy na później". Co on sobie wtedy myślał wygadując takie niedorzeczności?!

Teraz leżał pod ciepłą pościelą, spokojnie i miarowo oddychając. Przy każdym uniesieniu klatki piersiowej czuł czarne pasemka włosów, delikatnie łaskoczące jego skórę. Tak... menda zrobiła sobie z jego torsu poduszkę. Od zawsze wiedział, że Izaya Orihara był... hmmm... dość oryginalną jednostką. Ale żeby, aż tulić się do największego wroga?! Czy to już nie jest lekka przesada?

Spojrzał na jego śpiącą twarz. I pomyśleć, że tak niebezpieczna i nieobliczalna osoba, w czasie snu wygląda tak niewinnie. Czarne, jak skrzydła kruka włosy, były rozsypane w nieładzie, odstając na wszystkie strony. Zamknięte powieki skutecznie zasłaniały szaleńczy szkarłat oczu bruneta. Jego cera, na co dzień była dość blada, ale teraz policzki prawie niewidocznie zaróżowiły się przez sen. Z jego lekko uchylonych ust wypłynęła odrobinka śliny, znacząc mokry ślad na brodzie. Shizuo ze wszystkich sił, starał się nie wybuchnąć śmiechem. Największy informator w Tokyo, albo nawet i całej Japonii, ślini się przez sen! Nie do wiary! Wygląda jak mały dzieciak, który usnął, zmęczony po zabawie... O czym ja, do jasnej cholery myślę?! Że TEN IZAYA jest słodki i niewinny, jak dziecko?! Rzeczywiście czasem, albo raczej często, zachowuje się gorzej, niż niejeden rozwydrzony bachor, ale... Cholera, cholera, kurwa, cholera jasna! Za dużo myślę, za dużo. To przez brak snu, ten mały ciemny pokoik, bezbronnego i płaczącego Izayę... Nie! Stop! Moje myśli znów schodzą na tą pluskwę! Przecież, po wyjściu stamtąd miało być wszystko jak dawniej! A tu co? Leżę w domu Izayi. W sypialni Izayi. W łóżku Izayi. A ON zrobił sobie ze mnie poduszkę! Takie i inne, lecz podobne myśli zataczały chaotycznie koła w głowie biednego Shizuo. Dopiero nad ranem uwolnił się od natarczywych, nieproszonych towarzyszy i pogrążył się w zbawiennym dla zmęczonego umysłu śnie.

***



Izaya, jak zwykle powitał dzień o godzinie siódmej rano, wyłączając piszczący niemiłosiernie głośno budzik. Przeciągnął się niczym leniwy kocur i po czym na powrót wtulił się w źródło przyjemnego ciepła. Drugi raz od niepamiętnych już czasów spał tak dobrze. Zazwyczaj budził się w środku nocy, zlany potem przez męczące go koszmary. Można by powiedzieć, że sumienie dość brutalnie informowało go o swoim nieustannym istnieniu. Choć w dzień nie dawało znaku życia, zaś w snach odgrywało się na niesfornym właścicielu. Ale od czasu, gdy przebywał przy blondynie zawsze mógł się zrelaksować.

Izaya spojrzał zaspanym jeszcze wzrokiem na pogrążonego w śnie Shizuo. Jego blond kosmyki włosów rozsypane po poduszce, tworzyły coś na kształt aureoli. Tak. Aureoli dla potwora - zaśmiał się w duchu, lecz powolnym ruchem palców przeczesał je delikatnie. Uświadomił sobie, że choć tak często walczył ze swoi wrogiem, to ani razu ich nie dotknął. Choć były farbowane nieustannie tyle czasu, nadal były przyjemnie miękkie.

Poprzedniego dnia właśnie ten sam Shizuo, można powiedzieć, że zaopiekował się nim, a potem nawet obronił własnym ciałem. Tak. Jego wróg numer jeden - Bestia Ikebukuro, która zawsze zarzeka się, że pałała do niego czystą nienawiścią. A teraz leżał wtulony w jego przyjemnie ciepły tors, gratulując sobie rozegrania wczorajszej sytuacji.


***


Kilkanaście godzin wcześniej


Ogłuszające dźwięki zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Izaya otworzył oczy, lecz nie widział nic oprócz otaczającej go ciemności. Powróciło tak dobrze znane mu przez ostatnie kilka godzin uczucie obezwładniającej paniki.

- S-shizu-ch-chan...? - Szepnął cicho przez zaciśnięte ze strachu gardło.

Jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Niespodziewanie do jego oczu napłynęły łzy. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął cicho szlochać.  Umrę. Na pewno umrę. Nikogo tu nie ma. Shizu-chana tu nie ma. Głupi potwór! Nie dotrzymał obietnicy! Kłamca! Kłamca! KŁAMCA!

- ...Nie bój się... - Izaya na chwilę zamarł, a jego serce zabiło mocniej, gdy usłyszał tak cichy szept blondyna, przerywany co chwila haustem powietrza. Więc jednak Shizu-chan go nie zostawił! - Zawsze będę... przy tobie... A wtedy... nic ci się.... nie stanie... Kasuka...

K-kasuka?! Czy to miało znaczyć... Więc myślał że ratuje swojego braciszka? Izaya podniósł prawą dłoń do góry i prawie natychmiast wyczuł ciało zawieszone kilka centymetrów nad jego własnym. Gdy przejechał palcami w górę torsu, wyczuł kilka nierówności. Połamane żebra. Żeby, aż tak ryzykować?! Głupek! Idiota! Usłyszał syk bólu i błyskawicznie zabrał dłoń. Jednak bestia odczuwa ból, jak człowiek…

Brunet czół jak do skóry pleców wbija się beton, na którym leżał. Zimny, twardy, nieprzyjemny. Kontrastował on jednak skutecznie z ciepłem płynącym od ciała na górze. Shizuo coraz bardziej zmęczony, zaciągał się nieregularnie powietrzem. Jego tors był coraz niżej i niżej. Widać było, że już niedługo wszystko to się skończy. Życie bestii i życie informatora.

Bestia jednak nie myślała o niczym. Jego rozum i świadomość sytuacji dawno opuściły ciało. Teraz główną rolę odgrywały już tylko resztki podświadomości, a cel był jeden: ochronić - nie ważne, za jaką cenę. Ostatkami sił opierał się ciążącemu mu na plecach ustrojstwu. Mocno zaciskał zęby, by tylko się nie poddać. Na jego czole zbierały się krople potu, a z oczu płynęły łzy wysiłku. Tak bardzo się starasz Shizu-chan, by twojemu braciszkowi nic się nie stało. Jeśli opamiętasz się, kogo chronisz będziesz bardzo rozczarowany...

Izaya westchną głośno. Podniósł do góry dłoń i starł powolnie łzy potworka. Nie mógł na nie patrzeć - były za bardzo ludzkie. W jego oczach także zagościł ponownie słonawy płyn, po czym spłynął w dół ich kącikami.

- Wiesz co Shizu-chan? - Jego gardło było zaciśnięte ze strachu, ale mówił dalej. To mogły przecież być już jego ostatnie słowa. - Na siłę chcesz stać się człowiekiem. Aż do samego końca. Jesteś taki wkurwiający... Ale szczerze wątpię, że mógłbym spotkać gdzieś drugiego takiego "ciebie". Choć nie jesteś jednym z moich ukochanych ludzi, nadal jesteś dla mnie wyjątkowy... - Przerwał na chwilę, by przełknąć ślinę i wziąć kolejny głęboki oddech. Gdy zebrał już całą swoją odwagę i postanowił kontynuować, usłyszał szmer. Zamarł momentalnie w oczekiwaniu.

Ciągłe szmery, coraz bliższe i bliższe. Potem przerodziły się w wyraźniejsze dźwięki, które okazały się słowami. Stawały się coraz głośniejsze. Potem było słychać pokrzykiwania. "Shizuo!”, „ Izaya!”, „Gdzie jesteście?!”, „Odezwijcie się!”, „Słyszycie nas?”, „Idziemy po was!"

Izaya zamarł. Będę uratowany... Będziemy uratowani! Tylko to kołatało mu teraz w głowie. Wolność!

- Shizu-chan słyszysz?! Słyszysz?! Będziemy za chwilę wolni! Wytrzymaj jeszcze tro... - Urwał momentalnie. Choć było tak ciemno, że nie widział nawet swojej dłoni wyciągniętej przed siebie, dostrzegł przerażająco bladą twarz Shizuo. Nie... Nie! NIE! On przecież nie mógł...

Izayę oślepiło niespodziewane światło, zakrył dłonią oczy. Zaraz potem usłyszał, jak ktoś wykrzykuje jego imię. Poczuł szarpnięcie. Wyciągają go! Ale przecież Shizu-chan... Chwycił z całych sił blondyna. Wpadliśmy w to razem, wyjdziemy z tego razem. Innej opcji nie przyjmował do wiadomości.

Chwile potem obaj leżeli na noszach, wiezieni pędem do karetki. Nie... Czyżby to był van?! Poruszył głową na boki, szukając jakiejś znajomej twarzy. W momencie zawisł nad nim doktorek.

- Wiem co myślisz. - Powiedział zdyszany, próbując biec tak szybko, jak robili to ci niosący nosze. - Ja się wami zajmę. Za bardzo się boję, że tam, w szpitalu coś znowu spieprzą...

Obydwoje zostali władowani do samochodu. Z przedniego siedzenia wychylił się Kadota. Gdy tylko zobaczył, że doktor skinął głową, ruszyli. Izaya usiadł na noszach, a przez tylną szybę ujrzał ratowników medycznych pędzących za samochodem.

- Izaya powinieneś leżeć! - Ton głosu doktorka nie znosił sprzeciwu. Na powrót wrócił do badania blondyna. - Kadota! Stan Shizuo jest poważny... Boję się że nie zdążymy dojechać do mnie na czas...

- Jedziemy do mnie.

Wszyscy spojrzeli w tył samochodu z zaskoczeniem malującym się na twarzach. Izaya pokazał swój firmowy uśmieszek, choć ręce mu drgały... ze strachu?

- No co? Przecież jest tam najbliżej.

Kadota spojrzał pytająco na Shinrę. Ten po krótkim namyśle rzucił tylko "Jedziemy."

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Gdy w końcu dojechali na miejsce wnieśli Shizuo do mieszkania Izayi. On sam doczłapał się do niego na własnych nogach, odmawiając wszelkiej pomocy.

Gdy przekroczył próg, rozejrzał się dookoła po znajomym otoczeniu. Jednak nie było ich w salonie. Z piętra powyżej dobiegły go odgłosy rozmowy i rozdzieranego materiału. Ruszył w stronę dźwięków, które zaprowadziły go do sypialni. Pierwsze, co ukazało się jego oczom to potargany i brudny strój barmana pałętający się w nieładzie po podłodze. Przy łóżku krzątał się lekarz i pomagający mu Kadota. Izaya czuł się jak we śnie. Wszystko co się działo, było tak nierealne, że zachodziło już o miano wariactwa. Brunet z daleka przyglądał się bladej postaci w bokserkach leżącej nieruchomo na materacu.

- Izaya… - Shinra, gdy tylko wyczuł jego obecność, odwrócił  się do niego. – Wyjdź. Potrzebujemy teraz spokoju, a tylko będziesz tu przeszkadzał…

Izaya patrzył na lekarza w osłupieniu. Będę przeszkadzał…? JA?! Wyganiać mnie z własnego domu?! Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi w geście buntu. Shinra pokiwał tylko głową w rezygnacji. Powrócił do rannego.

- Jeśli naprawdę nie masz co robić i zamierzasz stać tu bezczynnie, to lepiej przydaj się na coś. – Rzucił pospiesznie Kadota. – Potrzebna jest jakaś misa z ciepłą przegotowaną wodą i ręczniki. Przynieś. – Powiedział jak do psa, mając nadzieję, że informator się obrazi lub zdenerwuje i pójdzie w cholerę. Rzeczywiście poszedł. Przynajmniej nie będzie się plątał pod nogami… Eh?! Co jest, kurwa?!

Izaya stał przy łóżku z przewieszonymi przez ramię nowiutkimi, białymi ręcznikami, a w rękach trzymał oburącz duży garnek. Zaskoczeni Kadota i Shinra popatrzyli się w ciepłą wodę i bruneta.

- Nie mam żadnej misy w domu, ale to powinno wystarczyć, prawda? – Powiedział wpatrując się w łóżko.

Z szoku pierwszy wyrwał się lekarz.

- Tak! – Krzyknął głośno.

Zabrali się za obmywanie nieruchomego blondyna z pyłu i krwi. Przez całą warstwę tego brudu nie było widać prawie nic, ale po umyciu wszystkie rany się ukazały. Pełno zadrapań większych i mniejszych, ma plecach ślady po tak dobrze znanym w wszystkim sprężynowym nożu. Doktorek przemilczał  jednak ten fakt. Nie ma teraz czasu na rozdrabnianie się nad szczegółami. Kto zaczął, a kto skończył. Kto sprowokował, a kto nie. W tej sprawie ta dwójka zawsze zachowywała się, jak dzieci z podstawówki.

Lekarz spojrzał na nich. Bardzo dziwny widok. Izaya pochylał się nad barkiem Shizuo delikatnie obmywając go ręcznikiem. Ledwo stał, chwiejąc się na boki z ogólnego wyczerpania. Oczy miał podkrążone, czarne zawsze włosy, były teraz szare od pokrywającego je pyłu, gdzieś na policzku i czole znajdowały się resztki zakrzepłej krwi.

- Izaya… Idź się trochę ogarnąć. – Powiedział Shinra troskliwie. Widząc, że chłopak chce protestować nie pozwolił mu dojść do słowa. – Popatrz na siebie. Jesteś cały brudny. Zaraz Shizuo na nowo trzeba będzie myć… Poradzimy sobie.

Brunet zastanowił się przez chwilę po czym odłożył ręcznik i poszedł do salonu. Usłyszeli tylko zamek rozpinanej kurtki i uderzające o podłogę buty. Pewnie położył się na którejś z sof, zbyt zmęczony, by pierwsze się umyć.

Zapadła cisza, którą za chwilę przerwał Kadota.

- Shinra… - Zamyślił się przez chwilę, składając jakąś sensowną wypowiedz. Mówił szeptem, bojąc się, że tamten może jeszcze ich usłyszeć.  – Co mu się stało? – Wskazał znacząco głową w stronę gdzie zniknął Izaya. – Podmienili go, czy co? No wiesz… To nie tak, że mi przeszkadza jego zachowanie, ale to jest po prostu dziwne… Bardzo dziwne.

Lekarz zanim się odezwał, pomyślał chwilę. Powiedzieć o klaustrofobii, czy nie powiedzieć?

- No wiesz… Zaszły tam pewne nieciekawe okoliczności. Izaya jest najzwyczajniej w świecie zmęczony. Nie musisz się martwić, jutro już pewnie wróci do normalnej formy.

- Mhm…

Znów zapadła cisza.

Shizuo oddychał równomiernie, oni natomiast odkażali i owijali rany w bandaże.  Skończyli ze wszystkim w trzy godziny. Trzy pęknięte żebra,  złamana ręka, zwichnięty nadgarstek i kostka. Nie jest tak źle, mogło być przecież dużo gorzej.

Zrobiło się już późno. Zmęczony Kadota zgarną swoją ekipę i pojechali do domów. Shinra dalej siedział i czuwał przy blondynie. Usłyszał lejącą się w łazience wodę. Izaya najwyraźniej poszedł się umyć.

Potem wydarzenia nastąpiły po sobie błyskawicznie. Zadawane pytania, odpowiedzi na nie, aż w końcu zapanowała ta znajoma, ciężka atmosfera, zawsze towarzysząca tej dwójce, gdy byli za blisko siebie. Lekarz usiekł w popłochu. Czy zrobiłem dobrze zostawiając mu Shizuo?

***

Izaya rozmyślał, dalej wtulony w ciepłe ciało. Ciekaw jestem, czy Shizuo wziął moje ostatnie słowa na poważnie… Cóż pewnie niedługo się przekonam. Ziewnął przeciągle, spojrzał na zegarek. Jest jeszcze tak wcześnie… Objął blondyna i ponownie zamknął oczy, oddając się we władanie snu.