czwartek, 28 lutego 2013


Przepraszam!

Wydaje mi się, że jestem coraz bardziej popieprzona, ale trudno - zdarza się.

Wymyśliłam dzisiaj, jak jechałam do szkoły, coś dziwnego i chciałabym wcielić to w życie. Oczywiście, jak tylko pozwolicie.

Tak więc, proszę każdą z chętnych osób, by zamieściła w komentarzu pod tą notką,

jakiś wyraz, rzecz, która was ostatnio zachwyciła, piosenkę lub grafikę.

Termin: do 08.03.2013r – tego dnia też ogłoszę do czego było mi to potrzebne i co zrobię z tym dalej.

Z góry dziękuję za współpracę~!

wtorek, 26 lutego 2013

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada? - rozdział 3


Notka miała być w sobotę, ale coś mi odpieprzyło i jest dzisiaj. Następna będzie prawdopodobnie w niedzielę, jak nie wcześniej.

Dziękuję osobą, które poświęcają czas, by czytać to co tu piszę.

Jeszcze bardziej dziękuję tym, które komentują. Wasze słowa dodają mi otuchy i napędzają moją „wenę twórczą”. Efekty są, jakie są, ale myślę, że nie jest to jakieś tragiczne.

Mam nadzieje, że nie przynudzam zbytnio.

Tak więc zapraszam do czytania~!

 

 

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?

Rozdział 3

 

- Shinra, jestem zamknięty z trupem.

- C-co?! – Wykrzyknął okularnik.

- Nie rozumiesz jak się do ciebie raz mówi?! Jestem.zamknięty.z.trupem. – Wycedził blondyn przez zaciśnięte zęby.

- A-al-le jak to?!

- Normalnie, do kurwy nędzy! Na granicy Ikebukuro jest to blokowisko pieprzone do wyburzenia, a raczej było. Izaya mnie sprowokował i się to gówno rozpieprzyło samo z siebie. – Tłumaczył się zaciekle Shizuo, nie wiedząc że pogrąża się jeszcze bardziej. – No i teraz jestem tu zamknięty, w jakiejś klitce przywalonej ze wszystkich stron gruzami i z tymi pieprzonymi zwłokami.

- Ale k-kogo? – Dopytywał się przerażony doktor.

- No przecież mówię, że tej mendy! – Wykrzyknął zdenerwowany już blondyn. – Ile mam ci jeszcze razy powtarzać?!

Nastała niepokojąca cisza.

- Hej! Jesteś tam jeszcze?

- Przyłóż mu dwa palce do tętnicy szyjnej. – Ton głosu lekarza stał się nienaturalnie profesjonalny. – Delikatnie! Tylko go na miłość boską nie uduś!

- Ale ja nie będę dotykał tego wszarza! – Były barman był oburzony. On ma dotknąć tego… tego czegoś?! I to jeszcze delikatnie, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy?! Przecież to jest niewykonalne!

- Shizuo! Zrób to co ci powiedziałem! Natychmiast! – Doktorek rzadko podnosił na kogoś głos. Robił to tylko i wyłącznie w sytuacjach krytycznych. Więc teraz musiało być naprawdę źle, bo odważył się krzyknąć na samego Shizuo. – Jeśli mu coś zrobisz, przestanę robić dla ciebie środki uspokajające!

Och… więc teraz posuwasz się do szantażu?

- Słyszysz co do ciebie mówię?! – Teraz Shinra był mocno oburzony tymczasową głuchotą kolegi.

- No już, już. Muszę się do tego psychicznie przygotować! Zadzwoń z pół godziny.

- Ale… - Doktorkowi nie dane było dokończenie zdania. Shizuo się bezczelnie rozłączył. – Och, Celty! Kochanie ty moje! Musimy jechać po tych głąbów bo się za chwilę pozabijają! – Zrozpaczony zwrócił się do swojej ukochanej.

Bezgłowa kobieta zastanawiała się przez chwilę, poczym zastukała w klawiaturę komputera. Na ekranie pojawiły się jej niewypowiedziane słowa.

„ Shizuo miał ostatnio dobry humor. Może nie będzie, aż tak źle jak zwykle? Poza tym wiesz przecież, że Izaya się nawet w takiej sytuacji nie poruszy, a tym bardziej nie będzie go próbował sprowokować. Za bardzo zależy mu na swoim życiu. A Shizuo jest z natury dobrym i łagodnym człowiekiem. Powinien zrozumieć, co się dzieje. Może jakoś to będzie…”

- Hm… z jednej strony to prawda,  ale nie zmienia to faktu że musimy tam jechać i jak najszybciej ich stamtąd wyciągnąć. Chodź, Celty!

***

Mam dotknąć tą mendę. W szyję. I do tego nie udusić… To jest przecież, kurwa, niewykonalne!

Shizuo, po raz kolejny cofnął rękę od bruneta. Skulone, drobne ciałko przylegało w bezruchu plecami do ściany. To było dla niego po prostu nienaturalne. Wyciągnął dłoń ponownie w jego stronę. Coraz bliżej i bliżej. Delikatnie dotknął opuszkami palców miejsca gdzie powinna znajdować się żyłka. Nic. Może za lekko? Docisnął troszeczkę mocniej. I poczuł w końcu pulsujące miejsce. Odetchnął z ulgą.  Nie, nie bał się że Shinra coś mu zrobi. Bardziej obawiał się jego bezgłowej kochanki i jej mrocznych cieni. Miejsce, którego dotykał było takie przyjemnie ciepłe… Ale dlaczego puls tak nagle zaczął przyspieszać?

- Shizu-chan, co ty robisz? – Delikatny szept opuścił usta Izayi.

Blondyn słysząc to odskoczył przerażony od bruneta. Na twarzy informatora nie widniał zwyczajny wredny uśmieszek, lecz czysta dezorientacja. Zaczął powoli rozglądać się po pomieszczeniu. Jego czerwone oczy robiły się coraz większe z każdą sekundą. Tylko cztery ściany, podłoga, sufit i jedna para drzwi. Poderwał się energicznie na równe nogi i jednym susem dopadł klamki.

- Nie o… - Shizuo nie zdążył dokończyć, ponieważ Izaya już nacisnął. Metalowa płyta od razu ustąpiła pod naporem gruzu. Mniejsze kawałki betonu zaczęły wpadać do pokoiku. Blondyn doskoczył do drzwi i zatrzasnął je z powrotem. Potem odszedł od nich i usiadł przy ścianie jak najdalej od bruneta.

Oczy Izayi nie mogłyby być już chyba bardziej otwarte. Lekko uchylone usta drgały nerwowo. Oparł się o lity beton i osunął na podłogę. Nic już nie powiedział, ani nie zrobił. Było to trochę dziwne. Siedzieli tak jeszcze kilka minut, dopóki ciszy nie przerwał dzwonek telefonu.

-  Shizuo jesteśmy już w drodze. – Odezwał się Shinra, po tym jak blondyn odebrał telefon. Głos był lekko niewyraźny, w tle dało się słyszeć odgłos silnika. Pewnie jechał na motorze z Celty. – Czy z Izayą wszystko w porządku? – W głosie dało się wyczuć zdenerwowanie i troskę.

- Tak. – Odpowiedział tylko.

- Możesz mi go dać do telefonu?

- Hej śmieciu, doktorek chce z tobą pogadać. – Zwrócił się do informatora.

Brunet siedział skulony pod ścianą. Nie było z jego strony żadnej, nawet najmniejszej reakcji. Głowę miał schowaną pomiędzy ramionami, a dłonie oplatały podkulone kolana.

Blondyn widząc to ignorowanie jego słów, miał ochotę rzucić w niego tym pieprzonym telefonem. Ale tylko podszedł do niego, wsadził w jego dłoń komórkę i wrócił na poprzednie miejsce. Obserwował. Ponowny brak reakcji.

- Izaya… - zaczął mówić przez zaciśnięte zęby. – Shinra chce z tobą porozmawiać. Przyłóż w końcu łaskawie ten telefon do ucha, bo jak ja to zrobię to już go nie wyciągniesz.

Chyba dotarła do niego treść słów byłego barmana, bo podniósł lekko głowę. Spojrzał nieprzytomnie na przedmiot znajdujący się w dłoni i przyłożył go do twarzy.

piątek, 22 lutego 2013

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada? rozdział 2


Witam~!

Tak, dzisiaj wstawiam nowy rozdział, bo nie wiem czy jutro będę miała czas. Teraz też krótko, więc przepraszam. Postaram się by następne były już dłuższe…

Dziękuję osobą, które komentują, ale także dziękuję tym, które tylko czytają. Oj… jak sobie przypomnę, jak ja na początku czytałam… komentować zaczęłam dopiero kiedy trafiłam na tego bloga:


Tak więc jeszcze raz dziękuję zaglądającym tu osobą!

A teraz trochę ponarzekam. Nie wiem dlaczego, ale nie wiem jak wybrnąć z sytuacji, na której skończyłam pisać (w moim notesiku). Tak więc przeżywam teraz małe załamanie psychiczne z powodów braków ogólnej weny twórczej :’( Oj, współczuję moim „znajomym”, bo jeżeli się to nie zmieni, to będą mieli dość ciężkie przeprawy ze mną… Jak mam zły nastrój, to pokazuję niestety pazurki, więc… Zobaczę się z nimi w poniedziałek. Szkoła łączy łajzy.

Ah… Miszu mam nadzieję nikogo tutaj nie zabijać…

 

 

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?

Rozdział 2

 

Wszystko szło zgodnie z planem Izayi. Automat roztrzaskał w drobny mak szybę, przez którą obaj wbiegli na pustą halę. Informator podążał cały czas przed siebie, by jak najszybciej osiągnąć cel. Jest już tak blisko…

- Izaya-kun… jesteś już martwy! – Po pomieszczeniu rozległ się krzyk Shizuo, wywołując przy tym wielokrotnie odbijające się od ścian echo.

Informator przystanął, szybko odwracając się do źródła nieprzyjemnego dźwięku. Były barman opierał się o jeden z wielkich filarów podtrzymujących sklepienie i dyszał ciężko. Chyba nie jest on, aż takim idiotą?! - przemknęło przez umysł Izayi, ale z wyrazu jego twarzy nie dało się odczytać tej obawy.

- Shizu-chan, chyba nie jesteś, aż tak głupi, by… - W dokończeniu zdania przerwał mu donośny krzyk bestii, wymachującej dziko ogromnym kawałem betonu.

Osłabiona po znacznym ubytku podpory, budowla zaczęła zapadać się w sobie. W umyśle Izayi zapaliła się lampka z napisem „UCIECZKA!”.  Blondyn natomiast, wcale nie poprawiał ich sytuacji, a wręcz przeciwnie – niszczył w przypływie szału kolejne filary, drastycznie zmniejszając liczbę potencjalnych dróg ucieczki. Nagle rozległ się potężny huk i otoczyła ich zasłona szarego pyłu. Shizuo obracając się za siebie dostrzegł z przerażeniem już zupełnie rozpadającą się ścianę, co ostudziło trochę jego ślepą furię. Nadal rozpalone wściekłością złote oczy, stopiły się z szaleńczym szkarłatem spojrzenia Izayi. „To co teraz zrobimy Shizu-chan?”

***

„Czyżby to była obawa w oczach bestii?” Ostre fragmenty roztrzaskanych szyb przeszywały powietrze niczym ostrza noży. Shizuo wraz z Izayą przeskakiwali wzrokiem, po częściowo przysłoniętym przez pył i latające drobiny, otoczeniu szukając w miarę bezpiecznej drogi ucieczki. W tej samej sekundzie ich spojrzenia padły na jedyne już pozostałe drzwi. Informator popatrzył na blondyna i zaprezentował swój wredny uśmiech w całym okazaniu.

- Więc, Shizu-chan, kto pierwszy ten lepszy!

- Zamknij się! – Odkrzyknął tylko blondyn, ale wnioskując z jego wyrazu twarzy, miał wielką ochotę ukatrupić padalca.

Puścili się pędem w kierunku jedynej potencjalnej drogi ucieczki. Biegli, omijając sypiący się na nich gruz. Gęste kłęby szarego pyłu drastycznie ograniczały ich pole widzenia. Pierwszy przy drzwiach był Shizuo, otwierając je kopniakiem. Brunet wbiegł do pomieszczenia zaraz za nim. Chwilę później ciężkie odłamki betonu zasypały wszystko wokół.

***

Ciemność.

Dźwięk przedmiotu upadającego na podłogę.

Nikła poświata ekranu telefonu komórkowego rozświetla na chwilę malutkie pomieszczenie i sylwetkę mężczyzny napierającego plecami z całych sił na drzwi. I znów nastała ciemność.

- Ale miałem kurewskie szczęście. – Po pokoju rozszedł się  szept byłego barmana. – Izaya… Co ty kurwa planowałeś śmieciu?!

Cisza.

Delikatnie odsunął się od drzwi, sprawdzając czy są na tyle wytrzymałe, by nie uległy pod naporem gruzu z drugiej strony. Podniósł z podłogi swoją komórkę, która najwidoczniej wypadła mu z kieszeni, kiedy próbował ratować swój tyłek. Schował ją z powrotem. Złote oczy powoli zaczynały się przyzwyczajać do panującego mroku. Pokój dwa na trzy metry, wysokości może jakieś dwa i pół. Żadnych okien, otworów, szpar czy pęknięć – lity beton. Były barman chodził i obmacywał dokładnie ściany, w poszukiwaniu defektów, by znaleźć słaby punkt tej klitki, by móc utworzyć sobie drogę do wolności własnymi pięściami. Gdy szedł, by zbadać następną ścianę, potknął cię o coś i wyrżnął jak długi.

- Kurwa mać! – Podniósł się, ścierając krew z nowej rany na czole, białym rękawem koszuli, teraz już czerwonym od posoki i szarym od pyłu. Spojrzał na przeszkodę. -  Więc niestety, jednak zdążyłeś tu przyleźć mendo. A już zaczynałem się cieszyć, że zostałeś tam zasypany…

Cisza.

- Więc może jednak jesteś martwy? – Mówiąc to, blondyn chwycił Izayę za podkoszulek i uniósł do góry,  by ich twarze były na tej samej wysokości. Zero jakichkolwiek reakcji. Dokładniej przyjrzał się twarzy. Oczy były zamknięte, usta lekko uchylone, z rozciętych płytko kilka razy policzków i czoła sączyła się krew.  Ni szyderczego uśmiechu, ni przytkniętego do gardła noża. Puścił materiał.  Ciało osunęło się po ścianie i bezwładnie upadło na podłogę.

Shizuo wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer.

- Shinra, jestem uwięziony z trupem.

***************************************************************************

Miszu… miałam nadzieję nikogo tutaj nie zabijać, ale jakoś tak „samo się”.

Ach… tak z innej beczki. Przypomniało mi się co mówił profesor na lekcji:

„Jaka jest różnica między nauczycielem a pedofilem?

- Pedofil naprawdę kocha dzieci…” – Nie ma to jak słyszeć coś takiego z ust nauczyciela…

Dla osób zainteresowanych : następny rozdział będzie prawdopodobnie 02.03.

Pozdrawiam~!

wtorek, 19 lutego 2013

Dopowiedz do Walentynek ( Shizaya - One-shot)


Złożyłam obietnicę. Z małym opóźnieniem, ale dotrzymałam jej.

Miała być „dopowiedz” do opowiadania Walentynkowego i jest. Ale dlaczego wyszła dłuższa od pierwowzoru, to już nie wiem.

Życzę miłego czytania.

 

Walentynki

(Widziane oczyma informatora)

Zostałem brutalnie obudzony o ósmej rano, przez dość głośne „zabawy” sąsiadów. Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że ściany  dzielące mieszkania są stanowczo za cienkie. Wychodząc z sypialni spojrzałem jeszcze na kalendarz. Już wszystko jasne! Dziś są walentynki i jak słychać niektórzy świętują na całego. Przecież nie mogę być od nich gorszy! Pobiegłem włączyć komputer, by okazać ludziom moją dość specyficzną miłość. Niestety nikt z dollarów nie był obecny na czacie. Oj, jaka szkoda… więc muszę wyjść i pokazać swoje uczucie osobiście! Cel na dziś: Ikebukuro!

Wybiegłem z mieszkania w podskokach, zmierzając w stronę tętniącej życiem dzielnicy. Mijałem obejmujące się kurczowo parki idące w kierunku kin lub sklepów. „Och, Serduszko Ty moje! Chcesz iść do kawiarni? – Ależ, Kochanie! Z Tobą to i nawet na koniec świata!” Na każdym kroku było słychać podobne słowa. Takie to słodke,  że aż mi niedobrze. Ale jednak w powietrzu unosiła się ta słodka i ciepła atmosfera miłości, której nigdy nie doznałem. Przecież kocham tak samo wszystkich ludzi! No, oprócz jednego wyjątku. Bo jak można stawiać własnego największego wroga na równi z innymi? Stałem na brzegu chodnika i czekałem na zielone światło. Po drugiej stronie ulicy otworzyły się drzwi kina, z których zaczęła wypływać ludzka masa. Oczywiście najwięcej było grupek dwuosobowych płci przeciwnych. No, bo jak niby inaczej miałby wyglądać 14 lutego? Ustawili się po przeciwległej stronie pasów. Po prostu jak mała armia! A tu tylko ja…

Światła zmieniły swój kolor, samochody zatrzymały się. A oni? Ruszyli, jak taran. Przypomniały mi się słowa braciszka Namie-san. „Siła miłości… Pff!” Ledwo co się przez nich przecisnąłem, zawdzięczając to tylko i wyłącznie mojej niebywałej zwinności. Codzienne treningi z Shizu-chan jednak się opłacają.

- Izaya! Przyjdź na sushi! Sushi tanie! Sushi dobre na rozterki miłosne! – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Simona.

Zmierzyłem go śmiercionośnym wzrokiem.

- Czy coś insynuujesz? – Spytałem tylko.

- Nie! Ale ty samotny, a dla samotnych dzisiaj duże zniżki! I pocieszenie. Weź jedno. – Mówiąc to, podsunął mi pod nos wielki kosz z ciasteczkami z wróżbą.

- Pff! – Fuknąłem, ale wziąłem jedno. Nie było sensu spierać się z olbrzymem. – Ale pamiętaj Simon! Ja nigdy nie jestem sam! A to dlatego, że ludzie których tak bardzo kocham, zawsze się gdzieś pałętają! – Odkrzyknąłem na odchodnym i ruszyłem w swoją stronę.

- I dlatego właśnie jesteś samotny. – Powiedział cicho po rosyjsku, ale mnie to już nie obchodziło.

***

Czy naprawdę jestem aż tak samotny?

Siedziałem na dachu budynku i  wpatrywałem się w ludzkie mrowisko. Obdzwoniłem kilka osób, załatwiłem potrzebne sprawy, zdobyłem przydatne informacje. Wszystko tak proste i łatwe do osiągnięcia, że powoli stawało się niezwykle nudne i monotonne. Sięgnąłem do kieszeni kurtki, by pobawić się scyzorykiem. Moje palce natknęły się jednak na coś innego. Wyciągnąłem ciastko i obejrzałem dokładnie. No cóż… Nie mam nic do stracenia. Odpakowałem  je i przełamałem na pół, wyciągając ze środka karteczkę. Przeżuwając wpakowany do buzi słodycz, rozwinąłem papierek i przeczytałem napis: „Na horyzoncie pojawi się wybawca od dręczących cię pytań.” Deszcz okruszków ciasta obsypał przechodniów poniżej, gdy parsknąłem śmiechem. Zaczyna się dzisiaj robić naprawdę ciekawie!  Tak, jestem zainteresowany odpowiedzią. Moja cząstka odpowiedzialna za manipulację zaczynała już zacierać rączki i szczerzyć się w parszywym uśmieszku.

***

Nienawidzę,  kiedy ludzie mnie ignorują.

Stałem na środku placyku w parku, trzymając w rekach tabliczkę głoszącą: „Przygarnij mnie na Ten dzień, albo i dłużej”. Od pięciu godzin czekałem już na mojego wybawcę, ale jak dotąd się nie pojawił. By urozmaicić sobie oczekiwanie, obserwowałem reakcje mijających mnie ludzi. Ci, którzy mnie znali, widząc moją osobę z tą prowokującą tabliczką, odwracali się i uciekali, by być jak najdalej. Tacy przewidywalni… Ale nuda.

Chociaż, że miałem na sobie moją kurtkę z futerkiem, było mi cholernie zimno. Czułem się, jakbym zamarzł całkowicie, a moje ciało raz po raz szarpały dreszcze. Perspektywa pozyskania odpowiedzi na moje pytania była kusząca, ale nie za cenę ostrego zapalenia płuc. Już odwracałem się, by zawrócić do domu, ale zobaczyłem jego. Był sam. Chociaż jest środek zimy, on jak zwykle chodzi tylko w tym głupim stroju barmana. A to znaczy, że jest mu ciepło, co oznaczało, że może być moim potencjalnym kaloryferem.

- Shizu~chan! – Krzyknąłem, biegnąc w jego stronę, a tabliczkę odrzucając gdzieś za siebie.

- Daj mi spokój. Nie mam ochoty jeszcze bardziej się wkurwiać. – Powiedział tylko, przygotowując mięśnie na odparcie mojego ataku.

Jego słowa nie zraziły mnie ani trochę. Dosłownie, wskoczyłem na niego, przylegając jak najdokładniej. Miałem rację! Jest taki przyjemnie cieplutki… Jak przenośny termofor.

- C-co ty do ciężkiej cholery robisz?! – Krzyknął.

Spojrzałem na niego i już miałem ochotę ponabijać się z jego znikomego poziomu inteligencji, ale…

 - Hej, wy tam!- Spojrzeliśmy równocześnie w kierunku, z którego dobiegał głos. Stał przy nas mężczyzna około trzydziestki, ponad dwa metry wzrostu, o byczym karku. W skrócie: kawał chłopa. - Tak do was mówię! To twoje, prawda? – Zaczął wciskać mi w twarz tabliczkę, która wcześniej rzeczywiście była moja. - Zapłacicie mi za to! Przez was mojej dziewczynie złamał sie paznokieć! - W tym momencie zza jego pleców wychyliła się utlenowana solara z rozmazanym od płaczu makijażem. -Zapłacicie mi za to, wy pedały jedne! - Krzyknął na zakończenie.

Spojrzałem na twarz Shizuo. Na jego czole zaczęła niebezpiecznie pulsować żyłka. Shizu~chan się wkurwia, bo grozi mi ktoś inny niż on sam? Jak słodko! Przeniosłem się na jego plecy i wtuliłem mocniej, by nie ograniczać jego furii.

***

Cały czas wisiałem, uwieszony na Shizuo. Gdy dokopywał temu cwelowi, czułem każdy, nawet najmniejszy ruch mięśni. I jeszcze to przyjemne ciepło jego ciała. Teraz zmierzał najwyraźniej w stronę swojego mieszkania. Czy nie czuł mnie na sobie?

- Wiesz co, Shizu-chan? Jak się rozprawiałeś z tym gościem, to nie musiałeś demolować przy okazji pół parku. – Czyżby moje zapomniane sumienie w końcu się odezwało? Nie! Chciałem mu jeszcze trochę podogryzać, ale dlaczego w moim głosie nie było tak dużo kpiny jak zazwyczaj?

- Jeszcze tu jesteś? Niewystarczająco spieprzyłeś mi już dzień? – Odburknął tylko.

- Zniszczyłeś mi moją tabliczkę, kiedy waliłeś nią tego typka po łbie i jeszcze masz do mnie pretensje? – Na te wyrzuty mięśnie blondyna spięły się automatycznie, ale ja nie przestawałem.- Teraz ty musisz mnie przygarnąć, Shizu~chan! Nie masz innego wyjścia!

- Dobra. Niech ci będzie. Ale daj mi się już wyspać. – Gdy to powiedział, poczułem niemałe zaskoczenie, ale dopiero teraz dostrzegłem jego zmęczenie.

Wiedziałem, że ostatnio było dużo kłopotów z pobieraniem długów, ale nie miałem pojęcia, że taki potwór jak on, będzie kiedykolwiek tak padnięty, jak przeciętny człowiek. Jakby tak pogrzebać w pamięci i się zastanowić, to prawdopodobnie od półtorej miesiąca nie miał wolnego, ani jednego dnia…

- Zejdziesz ze mnie w końcu? – Z rozmyślań wyrwało mnie jego szorstkie pytanie.

- ... Ach, tak! – Odpowiedziałem i ześlizgnąłem się z jego pleców. - Tak szczerze powiedziawszy, to nie sądziłem że się zgodzisz, Shizu~chan! Ale ty jak zwykle mnie zaskakujesz!

Otworzyłem pierwsze drzwi i moim oczom ukazała się nieduża, ale uporządkowana kuchnia. Dopiero teraz uprzytomniłem sobie, że jestem głodny. Zrobiłem jakieś kanapki, a do popicia zaparzyłem herbaty. Poszedłem do saloniku i usiadłem na miękkiej sofie, pijąc gorący napój. Naprawdę, jest tutaj bardzo przytulnie i tak… domowo. Po chwili kubek stał już pusty na stoliku, a ja pogrążyłem się w rozważaniu zaistniałej sytuacji. Shizuo wydawał się dzisiaj okropnie spokojny, ale także lekko nieobecny. Chyba oznaczało to, że jest naprawdę bardzo zmęczony, więc podłe drażnienie się z nim nie byłoby nawet zabawne. Usłyszałem szum lejącej się wody. Czy on jest, aż taki głupi, by na mnie wcale nie uważać? Przecież jestem nieobliczalny! W każdej chwili mogę wbić mu nóż w plecy! Przecież…

***

Otworzyłem oczy. Ile mogłem spać? I co się do jasnej cholery ze mną stało?

Przeanalizowałem sytuację. Znalazłem się w mieszkaniu Shizuo, poszedłem do kuchni, zrobiłem kanapki i zaparzyłem herbaty… Czyżby to była ta specjalna uspokajająca mieszanka od Shinrai? Jak słyszałem, u potworka tylko łagodziła napady furii. Ale czy dawka dla niego działała usypiająco dla normalnego człowieka? 

Teraz leżałem na sofie, szczelnie opatulony kocem. Jak sobie przypominam, to na sto procent się nim nie przykrywałem. Więc czyżbym zaznał miłosierdzia bestii? Wyjrzałem przez okno, a następnie sprawdziłem godzinę na komórce – środek nocy. Przecież nie wyjdę teraz tak spokojnie, bo byłoby nieuprzejmie zostawiać Shizuo bez przydatnej lekcji.  Wsadziłem rękę do kieszeni kurtki i wyciągnąłem nóż. Wszedłem do jego sypialni. Spał, jak kamień. No więc co? Gdy śpiąca królewna w końcu się obudzi, będzie miała kolejne kilka nacięć zdobiących jej skórę.

Podszedłem bliżej i przyjrzałem mu się dokładniej. Twarz tak spokojna, jak nigdy dotąd, złote oczy skryte pod powiekami. Dookoła głowy, rozsypane w nieładzie blond włosy, tworzące coś na wzór aureoli dla tego potwora. Był w samych bokserkach, nie przykryty żadnym zbędnym materiałem, więc mogłem dokładnie obejrzeć jego idealnie zbudowane ciało. Każdy mięsień widoczny pod tą delikatną skórą. I to specyficzne ciepło bijące od niego… Czułem się teraz, jakbym pływał w oceanie lodu, a on był jedynym źródłem gorąca, który mógł mnie ogrzać. Już nad sobą nie panowałem, maski opadły, a ja dałem się ponieść instynktom. Nieświadomy tego co robiłem, rozebrałem się do samej bielizny i położyłem się na jego umięśnionym torsie, szepcząc to tak znienawidzone przez niego, pieszczotliwe zdrobnienie.

- Wypierdalaj mi stąd!

W tym samym momencie, gdy usłyszałem ten krzyk, moje ciało upadło na podłogę. Spojrzałem na Shizuo. Siedział na łóżku i patrzył na mnie tym zdezorientowanym złotym wzrokiem. Poczułem zawstydzenie i szybko odwróciłem spojrzenie, czując jak moje policzki oblewają się rumieńcem.

- Ja-a nie ch-chciałem c-cię obudzić Shizu-chan. Prze-praszam. – Tylko tyle dałem radę powiedzieć.

Jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji. To nie tak, że nienawidziłem Shizuo. Mówiąc to, że kocham tak samo wszystkich ludzi oprócz niego, miałem na myśli, że jest on dla mnie jedynym i niepowtarzalnym. Kimś takim, kogo kocha się ponad wszystkich innych. Moje uczucia jednak, były okazywane tylko poprzez doprowadzanie go do furii. Jak myślicie, czemu najwięcej dręczyłem właśnie jego? Bo najbardziej go kochałem, ale nie umiałem inaczej okazać tego uczucia. Teraz prawdopodobnie wszystko się wyda. Więc co mi szkodzi doprowadzić to do końca?

 Podniosłem się z podłogi i wpełzłem z powrotem na łóżko, przybliżając się coraz bardziej do Shizuo.

- Shizu-chan, wiesz jak bardzo kocham wszystkich ludzi, prawda? A dzisiaj jest 14 lutego -dzień zakochanych! Powinienem być dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a zamiast tego odczuwam pustkę i samotność. – Spojrzałem na niego, próbując dowiedzieć się z jego wyrazu twarzy, co sądzi o zaistniałej sytuacji.  - Ale wtedy w tym parku pojawiłeś się Ty. Też samotny. Więc pomyślałem, że moglibyśmy spędzić ten dzień razem, by pozbyć się tego okropnego uczucia i zastąpić je innym...

Pochyliłem się nad nim i nieśmiało złączyłem nasze usta w pocałunku. Chciałem nim pokazać co do niego czuję, więc wplotłem swoją dłoń w jego złociste włosy. Nie miałem już nic do stracenia, starałem się jak tylko mogłem. Niestety, nie miałem doświadczenia w tego typu sprawach, więc to co teraz robiłem musiało wyglądać po prostu śmiesznie.

Dopiero , gdy to sobie uświadomiłem, odskoczyłem od niego. Teraz, gdy stałem obok łóżka zauważyłem, że nie poruszył się nawet o centymetr odkąd zrzucił mnie z siebie. Pocałunku przecież też nie oddał, więc nie odwzajemniał uczucia. Nie uderzył mnie, więc nie czuł nienawiści czy obrzydzenia. Czyżby to była obojętność? Nie! Tylko nie to! Nie wytrzymam jeśli będzie mnie ignorował! Odwróciłem od niego wzrok. Teraz pozostaje mi tylko zniknięcie.

- Przepraszam. – Nie wytrzymam już tego smutku i zawstydzenia. - Chyba zapędziłem się za daleko.

Schyliłem się i zacząłem zbierać ubrania z podłogi. Pierwszy raz w życiu, czegoś aż tak się wstydziłem. Nie, stop! Pierwszy raz w życiu czegokolwiek się wstydziłem. Przed chwilą poznałem to francowate uczucie i to jeszcze w takiej sytuacji. Shizuo, ani na chwilę nie odwrócił ode mnie swojego spojrzenia. Nie patrz się na mnie! – Tak właśnie krzyczał mój umysł, lecz przerwał to tylko jeden cichy szept.

- Izaya… - mówiąc to, mężczyzna chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Teraz leżałem na nim, a on pochylił się tylko i połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

***

Obudziłem się rano. Nigdy jak dotąd, nie spało mi się lepiej. Cały otulony w bezpiecznym cieple. Tylko, że teraz gdzieś ono zniknęło i właśnie to wyrwało mnie z objęć snu. Nie… chyba nigdzie nie uciekł. Przecież to jest jego mieszkanie. Nagle, po pomieszczeniach rozniósł się śmiech Shizuo. Od razu wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem w tamtym kierunku. Tyłek bolał mnie niemiłosiernie, ale cóż, jakoś trzeba było zapłacić za tą nieziemską noc.

- Co się stało Shizu-chan? – Spytałem wchodząc do łazienki. Widać było, że robił pranie, ale przerwał to, by przeczytać jakąś karteczkę.

- Nic. – Odpowiedział tylko próbując mnie najwyraźniej zbyć, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Ach… Uśmiechający się Shizuo… Naprawdę rzadki, a zarazem piękny widok. Ale cóż, moja ciekawość zawsze wygra.

- No pokaż! – Wskoczyłem na jego plecy i syknąłem niby to z bólu – manipulatorski plan czas zacząć. Cel: karteczka w ręce Shizuo.

- Aż tak cię boli? – spytał. W jego spojrzeniu i głosie dało się wyczuć troskę o mnie.

- Tylko odrobinkę... – wyrwałem mu papierek z ręki i zacząłem czytać. Skierował na mnie swój pytający wzrok. Zachichotałem pod nosem, ale powiedziałem tylko. - Więc to tak? Dziś sprawię, że ten dzień będzie jeszcze lepszy od poprzedniego! A potem przygotuj się na kolejną upojną noc, Shizu~chan!

Mój wybawco pojawiający się na horyzoncie, dziękuję że udowodniłeś mi, że nie jestem samotny w swoim uczuciu i jednak potrafię Cię kochać. Całym sercem, Ciebie najbardziej ze wszystkich wokół. Już na zawsze.

*THE END*

Dziękuję za przeczytanie.
Jeszcze tylko małe pytanie. Który one-shot podobał się bardziej: z perspektywy Shizuo czy Izayi?


 

niedziela, 17 lutego 2013

Ogłoszenia parafialne 01

Witam wszystkie osoby, które to czytają.
Postaram się nie przynudzać i od razu przejść do rzeczy.
Przedstawiam garść informacji, które możliwe że bądą przydatne:
1. Drugi rozdział "Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?" będzie opublikowany w sobotę (23.02) lub w niedzielę (24.02). Więc proszę o cierpliwość.
2. Przewiduję, że następne rozdziały powinny się pojawiać regularnie co tydzień w soboty lub niedziele. Jeśli ktoś ma jakieś "ale" proszę pisać na adres e-mail Ilovehumans69@gmail.com
3. Obiecałam, że napiszę "dopowiedz" do opowiadania Walentynkowego. Jest skończona i czeka na przepisanie z zeszytu. Przepraszam, ale dzisiaj nie będę jej już miała czasu wstawić. Spróbuję dodać, mam nadzieję, do końca tygodnia.
4. Jeśli ktoś ma jakieś ciekawe pomysły, zażalenia, proźby,itd. proszę pisać na powyższy adres e-mail.
 
Z całego serca dziękuję osobą które tu zaglądają :)
Mam nadzieję że nie zawiodę ich oczekiwań.

sobota, 16 lutego 2013

Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada? - rozdział 1 (Shizaya)

Tak więc, po rozpoczętej działalności bloga w Walentynki, zamieszczam pierwszy rozdział dłuższego opowiadania. W rolach głównych, oczywiście Shizuo Heiwajima i Izaya Orihara z mangi/anime Durarara!! Na razie króciutko, ale wcześniej niż zamierzałam - tak na zachętę. Pozdrawiam Decy Wu i tom'a mmyw, którzy nie pozwalają, bym była najbardziej niezrównowarzoną psychicznie osobą w otoczeniu i próbują utwierdzić mnie ich w przekonaniu, że jestem normalna.
Dziękuję Miszu za pierwszy komentarz. Wiem, że Izaya był przesłodzony, ale było to w 100% zamierzone :) Niedługo (może jutro?) pojawi się takie małe "coś" odnośnie notki walentynkowej i mam nadzieję, że wszystko się wtedy wyjaśni.
A teraz zapraszam do czytania~!


Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada?

Rozdział 1


- Shizu~chan, goń mnie! – Znów go prowokowałem. Jedyna jednostka mająca tak dużą siłę, by starać się stanąć na równi ze Mną! Z Informatorem Ikebukuro! Cóż za pewność siebie! Swoich poglądów! Swoich racji! Tylko on jest w stanie dać mi tą swoistą rozrywkę.

***

- IZAAAYA-KUN! – Znów go goniłem. Jedyna jednostka która jest tak wkurwiająca, by starać się stanąć przede Mną! Przed Potworem Ikebukuro! Cóż za pewność siebie! Swoich poglądów! Swoich racji! Tylko on jest w stanie doprowadzić mnie do takiego gniewu.

***

   Kolejna widowiskowa pogoń zatłoczonymi ulicami Ikebukuro. Przecinające powietrze znaki drogowe i automaty. Cóż, tutaj to już codzienność. Pojedynek pomiędzy bezwzględną manipulacją, a brutalną siłą.

- Zaraz cię zabiję! – Ryk Bestii z Ikebukuro roznosił się szerokimi pasmami ulic, jak i ciemnymi, małymi zaułkami.

   Odpowiedział mu tylko szyderczym śmiechem. Izaya mknął przed siebie unikając ciskanych w niego przedmiotów. Znak stopu. Znak zakazu parkowania. O! A teraz przeleciał automat z logo Coca-coli. Cudownie! Wszystko zaczyna się rozkręcać. Skrupulatnie układany przez informatora plan zaczynał dążyć do ziszczenia. Zapędzi potwora w pułapkę.

- Shizu~chan, wtedy nie będą mógł dokończyć zabawy! – Odkrzyknął z wyrzutem. Biegł dalej. Do granicy dwóch dzielnic. Blokowisko do wyburzenia. W samym środku mały placyk. Tam wszystko powinno się zakończyć.

- Nie uciekaj tak, to pobawisz się z robakami pod ziemią! – Blondyn biegł co sił w nogach za poczwarą, zamaszyście ciskając w jego kierunku twardymi przedmiotami.

Izaya skupiał się teraz tylko na tym, by doprowadzić byłego barmana w tamto miejsce. Już tak blisko i osiągnie upragniony cel. Przed swoimi czerwonymi ślepkami dostrzegł przeszklony budynek. Za chwilę, ten głupi pierwotniak, miał rzucić w jego kierunku pobliskim automatem, a on zwinnie przed nim uskoczy. Potem złom uderzy w szybę i utworzy przejście do hali budynku, a następnie informator zapędzi  blondyna na placyk. Na dachach czekali na nich wynajęci przez Izayę snajperzy. To miała być ostatnia ich pogoń. „Żegnaj, Shizu~chan!”

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki (Shizaya One-shot)



 

Dzisiaj nie będę się zbyt długo rozpisywać, bo i tak nikt tego nie czyta. Tak więc z okazji tego, że dziś są Walentynki, wstawiam moje pierwsze opowiadanie.

Walentynki

Dziś jest Twój szczęśliwy dzień!

Siedziałem w "Rosyjskim Sushi" i po raz kolejny czytałem karteczkę, która była w ciasteczku z wróżbą. Były dziś one wręczane jako pocieszenie, dla wszystkich osób przychodzących samotnie. Wybuchłem tak głośnym, niekontrolowanym śmiechem, że większość osób będących w lokalu popatrzyła na mnie ze strachem w oczach. Pewnie rozważali, czy ryzykować i pozostać na miejscach, czy uciec jak najdalej.

- Coś się stało Shizuo? - Spytał się Simon, posyłając mi zdziwione spojrzenie.

- Nie, nie. Przepraszam. - Odpowiedziałem tylko.

Tak. Nazywam się Heiwajima Shizuo. I nienawidzę Walentynek. A tak "szczęśliwie" się składa, że dzisiaj jest akurat 14 lutego.

Od samego rana nie dzieje się nic ciekawego. Tom nie potrzebował dzisiaj mojej pomocy, bo umówił się ze swoją dziewczyną. Więc przez cały dzień miałem mieć wolne. Zadzwoniłem do Kasuki, ale jak się okazało znów został wkręcony w jakiś walentynkowy szajs i teraz biega, szukając ciekawych miłosnych wydarzeń. O Shinrarze i Celty nawet nie myślałem, bo każdy dobrze wie co teraz zapewne robią w swym miłosnym gniazdku. Kadota i reszta jego grupy wyjechała z miasta. Więc zostałem sam. W Walentynki... Kurwa! Wracam do domu!

Zapłaciłem za obiad Simonowi i opuściłem lokal przy akompaniamencie głośnego zapraszania do ponownego przyjścia. Schowałem karteczkę w wewnętrzną kieszeń kamizelki i szybkim krokiem ruszyłem przed siebie. Poszedłem na skróty przez park. Niestety, był to zły wybór. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć, stały obściskujące sie parki w różnym wieku. Na placyku, pośród kłębowiska ludzi, stała tak dobrze znajoma mi postać w czarnej kurtce z futerkiem. Patrzył na mijających go ludzi maślanymi oczami, a w ręce zamiast noża, trzymał tabliczkę głoszącą "Przygarnij mnie na Ten dzień, albo i dłużej". Nie mogłem uwierzyć, co ta menda wyprawia. Izaya, jakby wyczuwając moją obecność, obrócił się w stronę gdzie stałem. Na jego twarzy od razu zagościł uśmiech, ale inny od tego zwyczajnego przebiegłego i wkurwiającego. Ten był inny. Wyglądał, jak dzieciak otwierający prezent niespodziankę, taki... rozpromieniony.

- Shizu~chan! - krzyknął, biegnąc w moją stronę , a tabliczkę odrzucając za siebie.

- Daj mi spokój. Nie mam ochoty się dzisiaj jeszcze bardziej wkurwiać.

Ale on już do mnie doskoczył. Zacząłem się profilaktycznie przygotowywać na uczucie zimnej stali, zatapiającej się w moim ciele. On jednak, jak zwykle nieobliczalny, zarzucił mi ręce na szyję, a nogami owinął się w pasie.

- C-co ty do ciężkiej cholery robisz?!

On popatrzył na mnie tylko błagalnie czerwonymi ślepkami i już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale...

- Hej, wy tam! - Spojrzeliśmy równocześnie w kierunku, z którego dobiegał głos. Stał przy nas mężczyzna około trzydziestki, ponad dwa metry wzrostu, o byczym karku. W skrócie: kawał chłopa. - Tak do was mówię! To twoje, prawda? - Prawie wciskał, uwieszonemu wciąż na mnie Izayi, tabliczkę w twarz. - Zapłacicie mi za to! Przez was mojej dziewczynie złamał sie paznokieć! - W tym momencie zza jego pleców wychyliła się utlenowana solara z rozmazanym od płaczu makijażem. - Zapłacicie mi za to, wy pedały jedne! - Krzyknął na zakończenie.

Stałem jak wmurowany. On mnie oskarżał że jestem z tym... z tym czymś?! Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści. Nie panowałem już nad sobą...

***

- Wiesz co, Shizu-chan? Jak się rozprawiałeś z tym gościem, to nie musiałeś demolować przy okazji pół parku. - Powiedział dyndając na moich plecach.

- Jeszcze tu jesteś? Niewystarczająco spieprzyłeś mi już dzień? - Zmierzałem powolnym krokiem do swojego mieszkania z tą pieprzoną pluskwą na sobie.

- Zniszczyłeś mi moją tabliczkę, kiedy waliłeś nią tego typka po łbie i jeszcze masz do mnie pretensje? Teraz ty musisz mnie przygarnąć, Shizu~chan! Nie masz innego wyjścia!

- Dobra. Niech ci będzie. Ale daj mi się już wyspać. - Mówiąc to, odetchnąłem głęboko mijając próg mojej oazy. Nieduży salonik, kuchnia, łazienka i sypialnia. Tego mi teraz trzeba. - Zejdziesz ze mnie w końcu?

- ... Ach, tak! - Odpowiedział po chwili ześlizgując się z moich pleców. - Tak szczerze powiedziawszy, to nie sądziłem że się zgodzisz, Shizu~chan! Ale ty jak zwykle mnie zaskakujesz! - I zapuścił się do kuchni, dokładnie przeglądając zawartość każdej z szafek.

Nie miałem już siły, a to się prawie nigdy nie zdarza. Jestem teraz po prostu psychicznie wyczerpany. Wszędzie, przez cały dzień tylko - serduszka, całuski i inne przesłodzone pierdoły. Aż sie niedobrze robi. Nie mam już nawet najmniejszych chęci zabicia tej paskudy, co właśnie panoszy mi się po mieszkaniu. " Dziś jest Twój szczęśliwy dzień!" Akurat!

Mając gdzieś, co będzie robić ta szuja, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Wyszedłem z niej po piętnastu minutach w samych bokserkach, ręcznikiem przecierając jeszcze dość mokre włosy.

- Gdzie jesteś mend...o... - Krzyknąłem wchodząc do salonu, ale ściszyłem głos w momencie, gdy zobaczyłem, jak śpi na sofie. Taki spokojny i niewinny. Nachyliłem się nad nim, przyglądając się jego twarzy z bardzo bliskiej odległości. Kiedy na jego obliczu nie było tego wrednego uśmieszku, wyglądał jak każdy inny (dop. normalny) człowiek.

Kropla wody zawiesiła się na końcu jednego z mokrych pasem moich włosów i skapnęła na jego czoło. To był pierwszy raz, kiedy tak bardzo chciało mi się śmiać z jego wyrazu twarzy. Spływająca woda łaskotała skórę, a on w odpowiedzi na to zaczął marszczyć przezabawnie brwi i nosek. Po prostu jak dziecko - pomyślałem przykrywając go kocem. Ale skąd u mnie taki nagły przejaw troskliwości? Nie mam pojęcia. To pewnie przez ten głupi dzień i zmęczenie. Gdy wychodziłem z pomieszczenia, zostawiając śpiącego bruneta samego, usłyszałem cichutkie "Shizu-chan...". Tak. To na pewno przez ten pieprzony dzień i przemęczenie.

***

Ze snu wyrwało mnie "Shizu-chan" jak i nacisk na tors. Otworzyłem zaspany oczy i ujrzałem Izayę leżącego na mnie.

- Wypierdalaj mi stąd! - Krzyknąłem i poderwałem się do siadu, równocześnie zrzucając z siebie pchłę. Popatrzył na mnie zszokowany, a jego policzki pokryły się rumieńcem, podkreślając dodatkowo szkarłatne oczy. Odwrócił szybko wzrok, speszony.

- Ja-a nie ch-chciałem c-cię obudzić Shizu-chan. Prze-praszam. - Boże najświętszy! Izaya mnie przeprasza! I do tego z rumieńcami! Świat się kończy!

Patrzyłem na niego w osłupieniu, siedząc nieruchomo na łóżku. On podniósł sie z podłogi, z powrotem wpełzając na materac, coraz to bliżej i bliżej mnie.

- Shizu-chan, wiesz jak bardzo kocham wszystkich ludzi, prawda? A dzisiaj jest 14 lutego - dzień zakochanych! Powinienem być dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a zamiast tego odczuwam pustkę i samotność. - Skierował na mnie szkarłatne ślepka. - Ale wtedy w tym parku pojawiłeś się Ty. Też samotny. Więc pomyślałem, że moglibyśmy spędzić ten dzień razem, by pozbyć się tego okropnego uczucia i zastąpić je innym...

Przerwał swoją wypowiedź, pochylając się nade mną i delikatnie łącząc nasze usta w pocałunku. Zrobiło mi sie go żal. Był tak bardzo zdesperowany w dążeniu do tego, by być otoczonym miłością. Tak samo jak ja.

Nieporadnie próbował pogłębić pocałunek, wplatając swoje szczupłe palce w moje włosy. Nie odsunąłem się od niego, ale także nie odwzajemniłem pieszczoty. Przecież obaj jesteśmy facetami, a do tego najgorszymi wrogami. Ja jestem Potworem Ikebukuro, a on pieprzonym informatorem i manipulatorem. Czy ta sytuacja rzeczywiście powinna zaistnieć?

Izaya nagle przestał mnie dotykać i wyskoczył z łóżka. Oddech miał przyspieszony, policzki oblane szkarłatem, a oczy iskrzące z podniecenia. Spojrzał na mnie. Siedziałem nieruchomo cały czas odkąd tylko mnie obudził. Odwrócił wzrok. Teraz na jego twarzy walczyły uczucia zawstydzenia i smutku.

- Przepraszam. - Odezwał się cichutko. - Chyba zapędziłem się za daleko.

Zaczął zbierać ubrania z podłogi. Dopiero teraz zauważyłem, że był w samych bokserkach, tak jak i ja. Jego delikatną skórę przecinały gdzieniegdzie blade blizny. Większość najprawdopodobniej była moją sprawką. I teraz znów go skrzywdziłem...

-Izaya... - A co mi szkodzi? W Ikebukuro i tak jest pełno fałszywych plotek na nasz temat. Chwyciłem informatora za rękę i pociągnąłem w moją stronę. On tracąc równowagą upadł na mnie, tak że teraz stykaliśmy się całą powierzchnią ciał. Delikatnie złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.

***

Opróżniałem kieszenie ubrań, a następnie pakowałem je do pralki. W mojej ręce znalazła się zmięta karteczka. Rozprostowałem ją i czytając napis zaczynałem się coraz głośniej śmiać.

- Co się stało Shizu-chan? - Spytał się Izaya wchodząc do łazienki.

- Nic. - Odpowiedziałem, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy.

- No pokaż! - Brunet wskoczył na moje plecy i automatycznie syknął z bólu.

- Aż tak cię boli? - Spytałem z troską w głosie.

Pchła słysząc to zaczerwieniła się delikatnie.

- Tylko odrobinkę... - wykorzystując moja nieuwagę wyrwał mi z ręki papierek. Gdy przeczytał, jego oczy zabłysnęły. - Więc to tak? Dziś sprawię że ten dzień będzie jeszcze lepszy od poprzedniego! A potem przygotuj się na kolejną upojną noc, Shizu~chan!

*THE END*

Mam nadzieje, że sie podobało i dziękuję osobą, które to przeczytały.

 

środa, 13 lutego 2013

Witam~!

Witam wszystkich, którzy to czytają. To mój pierwszy blog więc proszę o odrobinę wyrozumiałości. Tak więc planuję zamieszczać tu swoje opowiadania. Treści przedstawione tutaj będą opierały się na związkach mężczyzna x mężczyzna (yaoi). Tak więc homofobów uprzejmie stąd wypraszam dla ich własnego dobra. Pierwsze opowiadanie jakie zamierzam tu wstawić to paring Shizuo x Izaya z mangi/anime Durarara!!