Złożyłam obietnicę.
Z małym opóźnieniem, ale dotrzymałam jej.
Miała
być „dopowiedz” do opowiadania Walentynkowego i jest. Ale dlaczego wyszła dłuższa
od pierwowzoru, to już nie wiem.
Życzę
miłego czytania.
Walentynki
(Widziane oczyma
informatora)
Zostałem
brutalnie obudzony o ósmej rano, przez dość głośne „zabawy” sąsiadów. Po raz
kolejny doszedłem do wniosku, że ściany
dzielące mieszkania są stanowczo za cienkie. Wychodząc z sypialni
spojrzałem jeszcze na kalendarz. Już wszystko jasne! Dziś są walentynki i jak
słychać niektórzy świętują na całego. Przecież
nie mogę być od nich gorszy! Pobiegłem włączyć komputer, by okazać ludziom
moją dość specyficzną miłość. Niestety nikt z dollarów nie był obecny na
czacie. Oj, jaka szkoda… więc muszę wyjść
i pokazać swoje uczucie osobiście! Cel na dziś: Ikebukuro!
Wybiegłem z
mieszkania w podskokach, zmierzając w stronę tętniącej życiem dzielnicy.
Mijałem obejmujące się kurczowo parki idące w kierunku kin lub sklepów. „Och,
Serduszko Ty moje! Chcesz iść do kawiarni? – Ależ, Kochanie! Z Tobą to i nawet
na koniec świata!” Na każdym kroku było słychać podobne słowa. Takie to słodke, że aż mi niedobrze. Ale jednak w powietrzu
unosiła się ta słodka i ciepła atmosfera miłości, której nigdy nie doznałem. Przecież kocham tak samo wszystkich ludzi!
No, oprócz jednego wyjątku. Bo jak można stawiać własnego największego wroga na
równi z innymi? Stałem na brzegu chodnika i czekałem na zielone światło. Po
drugiej stronie ulicy otworzyły się drzwi kina, z których zaczęła wypływać
ludzka masa. Oczywiście najwięcej było grupek dwuosobowych płci przeciwnych.
No, bo jak niby inaczej miałby wyglądać 14 lutego? Ustawili się po
przeciwległej stronie pasów. Po prostu
jak mała armia! A tu tylko ja…
Światła
zmieniły swój kolor, samochody zatrzymały się. A oni? Ruszyli, jak taran.
Przypomniały mi się słowa braciszka Namie-san. „Siła miłości… Pff!” Ledwo co się przez nich przecisnąłem,
zawdzięczając to tylko i wyłącznie mojej niebywałej zwinności. Codzienne treningi z Shizu-chan jednak się
opłacają.
- Izaya! Przyjdź
na sushi! Sushi tanie! Sushi dobre na rozterki miłosne! – Z rozmyślań wyrwał
mnie głos Simona.
Zmierzyłem
go śmiercionośnym wzrokiem.
- Czy coś insynuujesz?
– Spytałem tylko.
- Nie! Ale
ty samotny, a dla samotnych dzisiaj duże zniżki! I pocieszenie. Weź jedno. –
Mówiąc to, podsunął mi pod nos wielki kosz z ciasteczkami z wróżbą.
- Pff! –
Fuknąłem, ale wziąłem jedno. Nie było sensu spierać się z olbrzymem. – Ale
pamiętaj Simon! Ja nigdy nie jestem sam! A to dlatego, że ludzie których tak
bardzo kocham, zawsze się gdzieś pałętają! – Odkrzyknąłem na odchodnym i
ruszyłem w swoją stronę.
- I dlatego
właśnie jesteś samotny. – Powiedział cicho po rosyjsku, ale mnie to już nie
obchodziło.
***
Czy naprawdę jestem aż tak samotny?
Siedziałem
na dachu budynku i wpatrywałem się w
ludzkie mrowisko. Obdzwoniłem kilka osób, załatwiłem potrzebne sprawy, zdobyłem
przydatne informacje. Wszystko tak proste i łatwe do osiągnięcia, że powoli stawało
się niezwykle nudne i monotonne. Sięgnąłem do kieszeni kurtki, by pobawić się scyzorykiem.
Moje palce natknęły się jednak na coś innego. Wyciągnąłem ciastko i obejrzałem
dokładnie. No cóż… Nie mam nic do
stracenia. Odpakowałem je i
przełamałem na pół, wyciągając ze środka karteczkę. Przeżuwając wpakowany do
buzi słodycz, rozwinąłem papierek i przeczytałem napis: „Na horyzoncie pojawi
się wybawca od dręczących cię pytań.” Deszcz okruszków ciasta obsypał przechodniów
poniżej, gdy parsknąłem śmiechem. Zaczyna
się dzisiaj robić naprawdę ciekawie! Tak,
jestem zainteresowany odpowiedzią. Moja cząstka odpowiedzialna za
manipulację zaczynała już zacierać rączki i szczerzyć się w parszywym
uśmieszku.
***
Nienawidzę, kiedy ludzie mnie ignorują.
Stałem na
środku placyku w parku, trzymając w rekach tabliczkę głoszącą: „Przygarnij mnie
na Ten dzień, albo i dłużej”. Od pięciu godzin czekałem już na mojego
wybawcę, ale jak dotąd się nie pojawił. By urozmaicić sobie oczekiwanie,
obserwowałem reakcje mijających mnie ludzi. Ci, którzy mnie znali, widząc moją
osobę z tą prowokującą tabliczką, odwracali się i uciekali, by być jak
najdalej. Tacy przewidywalni… Ale nuda.
Chociaż, że
miałem na sobie moją kurtkę z futerkiem, było mi cholernie zimno. Czułem się,
jakbym zamarzł całkowicie, a moje ciało raz po raz szarpały dreszcze.
Perspektywa pozyskania odpowiedzi na moje pytania była kusząca, ale nie za cenę
ostrego zapalenia płuc. Już odwracałem się, by zawrócić do domu, ale zobaczyłem
jego. Był sam. Chociaż jest środek zimy, on jak zwykle chodzi tylko w tym
głupim stroju barmana. A to znaczy, że jest mu ciepło, co oznaczało, że może
być moim potencjalnym kaloryferem.
-
Shizu~chan! – Krzyknąłem, biegnąc w jego stronę, a tabliczkę odrzucając gdzieś
za siebie.
- Daj mi
spokój. Nie mam ochoty jeszcze bardziej się wkurwiać. – Powiedział tylko,
przygotowując mięśnie na odparcie mojego ataku.
Jego słowa
nie zraziły mnie ani trochę. Dosłownie, wskoczyłem na niego, przylegając jak
najdokładniej. Miałem rację! Jest taki przyjemnie cieplutki… Jak przenośny
termofor.
- C-co ty do
ciężkiej cholery robisz?! – Krzyknął.
Spojrzałem
na niego i już miałem ochotę ponabijać się z jego znikomego poziomu
inteligencji, ale…
- Hej, wy tam!- Spojrzeliśmy równocześnie w
kierunku, z którego dobiegał głos. Stał przy nas mężczyzna około trzydziestki,
ponad dwa metry wzrostu, o byczym karku. W skrócie: kawał chłopa. - Tak do was
mówię! To twoje, prawda? – Zaczął wciskać mi w twarz tabliczkę, która wcześniej
rzeczywiście była moja. - Zapłacicie mi za to! Przez was mojej dziewczynie
złamał sie paznokieć! - W tym momencie zza jego pleców wychyliła się utlenowana
solara z rozmazanym od płaczu makijażem. -Zapłacicie mi za to, wy pedały jedne!
- Krzyknął na zakończenie.
Spojrzałem
na twarz Shizuo. Na jego czole zaczęła niebezpiecznie pulsować żyłka. Shizu~chan się wkurwia, bo grozi mi ktoś
inny niż on sam? Jak słodko! Przeniosłem się na jego plecy i wtuliłem
mocniej, by nie ograniczać jego furii.
***
Cały czas
wisiałem, uwieszony na Shizuo. Gdy dokopywał temu cwelowi, czułem każdy, nawet
najmniejszy ruch mięśni. I jeszcze to przyjemne ciepło jego ciała. Teraz
zmierzał najwyraźniej w stronę swojego mieszkania. Czy nie czuł mnie na sobie?
- Wiesz co, Shizu-chan? Jak się rozprawiałeś z tym gościem, to
nie musiałeś demolować przy okazji pół parku. – Czyżby moje zapomniane sumienie
w końcu się odezwało? Nie! Chciałem mu jeszcze trochę podogryzać, ale dlaczego
w moim głosie nie było tak dużo kpiny jak zazwyczaj?
- Jeszcze tu
jesteś? Niewystarczająco spieprzyłeś mi już dzień? – Odburknął tylko.
-
Zniszczyłeś mi moją tabliczkę, kiedy waliłeś nią tego typka po łbie i jeszcze
masz do mnie pretensje? – Na te wyrzuty mięśnie blondyna spięły się
automatycznie, ale ja nie przestawałem.- Teraz ty musisz mnie przygarnąć,
Shizu~chan! Nie masz innego wyjścia!
- Dobra.
Niech ci będzie. Ale daj mi się już wyspać. – Gdy to powiedział, poczułem
niemałe zaskoczenie, ale dopiero teraz dostrzegłem jego zmęczenie.
Wiedziałem,
że ostatnio było dużo kłopotów z pobieraniem długów, ale nie miałem pojęcia, że
taki potwór jak on, będzie kiedykolwiek tak padnięty, jak przeciętny człowiek.
Jakby tak pogrzebać w pamięci i się zastanowić, to prawdopodobnie od półtorej
miesiąca nie miał wolnego, ani jednego dnia…
- Zejdziesz
ze mnie w końcu? – Z rozmyślań wyrwało mnie jego szorstkie pytanie.
- ... Ach,
tak! – Odpowiedziałem i ześlizgnąłem się z jego pleców. - Tak szczerze
powiedziawszy, to nie sądziłem że się zgodzisz, Shizu~chan! Ale ty jak zwykle
mnie zaskakujesz!
Otworzyłem
pierwsze drzwi i moim oczom ukazała się nieduża, ale uporządkowana kuchnia.
Dopiero teraz uprzytomniłem sobie, że jestem głodny. Zrobiłem jakieś kanapki, a
do popicia zaparzyłem herbaty. Poszedłem do saloniku i usiadłem na miękkiej
sofie, pijąc gorący napój. Naprawdę, jest tutaj bardzo przytulnie i tak…
domowo. Po chwili kubek stał już pusty na stoliku, a ja pogrążyłem się w
rozważaniu zaistniałej sytuacji. Shizuo wydawał się dzisiaj okropnie spokojny,
ale także lekko nieobecny. Chyba oznaczało to, że jest naprawdę bardzo
zmęczony, więc podłe drażnienie się z nim nie byłoby nawet zabawne. Usłyszałem
szum lejącej się wody. Czy on jest, aż taki głupi, by na mnie wcale nie uważać?
Przecież jestem nieobliczalny! W każdej chwili mogę wbić mu nóż w plecy!
Przecież…
***
Otworzyłem
oczy. Ile mogłem spać? I co się do jasnej cholery ze mną stało?
Przeanalizowałem
sytuację. Znalazłem się w mieszkaniu Shizuo, poszedłem do kuchni, zrobiłem
kanapki i zaparzyłem herbaty… Czyżby to była ta specjalna uspokajająca
mieszanka od Shinrai? Jak słyszałem, u potworka tylko łagodziła napady furii.
Ale czy dawka dla niego działała usypiająco dla normalnego człowieka?
Teraz
leżałem na sofie, szczelnie opatulony kocem. Jak sobie przypominam, to na sto
procent się nim nie przykrywałem. Więc czyżbym zaznał miłosierdzia bestii?
Wyjrzałem przez okno, a następnie sprawdziłem godzinę na komórce – środek nocy.
Przecież nie wyjdę teraz tak spokojnie, bo byłoby nieuprzejmie zostawiać Shizuo
bez przydatnej lekcji. Wsadziłem rękę do
kieszeni kurtki i wyciągnąłem nóż. Wszedłem do jego sypialni. Spał, jak kamień.
No więc co? Gdy śpiąca królewna w końcu się obudzi, będzie miała kolejne kilka
nacięć zdobiących jej skórę.
Podszedłem
bliżej i przyjrzałem mu się dokładniej. Twarz tak spokojna, jak nigdy dotąd,
złote oczy skryte pod powiekami. Dookoła głowy, rozsypane w nieładzie blond
włosy, tworzące coś na wzór aureoli dla tego potwora. Był w samych bokserkach,
nie przykryty żadnym zbędnym materiałem, więc mogłem dokładnie obejrzeć jego
idealnie zbudowane ciało. Każdy mięsień widoczny pod tą delikatną skórą. I to
specyficzne ciepło bijące od niego… Czułem się teraz, jakbym pływał w oceanie
lodu, a on był jedynym źródłem gorąca, który mógł mnie ogrzać. Już nad sobą nie
panowałem, maski opadły, a ja dałem się ponieść instynktom. Nieświadomy tego
co robiłem, rozebrałem się do samej bielizny i położyłem się na jego umięśnionym
torsie, szepcząc to tak znienawidzone przez niego, pieszczotliwe zdrobnienie.
-
Wypierdalaj mi stąd!
W tym samym
momencie, gdy usłyszałem ten krzyk, moje ciało upadło na podłogę. Spojrzałem na
Shizuo. Siedział na łóżku i patrzył na mnie tym zdezorientowanym złotym
wzrokiem. Poczułem zawstydzenie i szybko odwróciłem spojrzenie, czując jak moje
policzki oblewają się rumieńcem.
- Ja-a nie
ch-chciałem c-cię obudzić Shizu-chan. Prze-praszam. – Tylko tyle dałem radę
powiedzieć.
Jeszcze
nigdy nie byłem w takiej sytuacji. To nie tak, że nienawidziłem Shizuo. Mówiąc
to, że kocham tak samo wszystkich ludzi oprócz niego, miałem na myśli, że jest
on dla mnie jedynym i niepowtarzalnym. Kimś takim, kogo kocha się ponad
wszystkich innych. Moje uczucia jednak, były okazywane tylko poprzez
doprowadzanie go do furii. Jak myślicie, czemu najwięcej dręczyłem właśnie
jego? Bo najbardziej go kochałem, ale nie umiałem inaczej okazać tego uczucia.
Teraz prawdopodobnie wszystko się wyda. Więc co mi szkodzi doprowadzić to do końca?
Podniosłem się z podłogi i wpełzłem z powrotem
na łóżko, przybliżając się coraz bardziej do Shizuo.
-
Shizu-chan, wiesz jak bardzo kocham wszystkich ludzi, prawda? A dzisiaj jest 14
lutego -dzień zakochanych! Powinienem być dziś najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie, a zamiast tego odczuwam pustkę i samotność. – Spojrzałem na niego,
próbując dowiedzieć się z jego wyrazu twarzy, co sądzi o zaistniałej
sytuacji. - Ale wtedy w tym parku
pojawiłeś się Ty. Też samotny. Więc pomyślałem, że moglibyśmy spędzić ten dzień
razem, by pozbyć się tego okropnego uczucia i zastąpić je innym...
Pochyliłem
się nad nim i nieśmiało złączyłem nasze usta w pocałunku. Chciałem nim pokazać
co do niego czuję, więc wplotłem swoją dłoń w jego złociste włosy. Nie miałem
już nic do stracenia, starałem się jak tylko mogłem. Niestety, nie miałem
doświadczenia w tego typu sprawach, więc to co teraz robiłem musiało wyglądać
po prostu śmiesznie.
Dopiero ,
gdy to sobie uświadomiłem, odskoczyłem od niego. Teraz, gdy stałem obok łóżka
zauważyłem, że nie poruszył się nawet o centymetr odkąd zrzucił mnie z siebie.
Pocałunku przecież też nie oddał, więc nie odwzajemniał uczucia. Nie uderzył
mnie, więc nie czuł nienawiści czy obrzydzenia. Czyżby to była obojętność? Nie! Tylko nie to! Nie wytrzymam jeśli
będzie mnie ignorował! Odwróciłem od niego wzrok. Teraz pozostaje mi tylko
zniknięcie.
-
Przepraszam. – Nie wytrzymam już tego smutku i zawstydzenia. - Chyba zapędziłem
się za daleko.
Schyliłem
się i zacząłem zbierać ubrania z podłogi. Pierwszy raz w życiu, czegoś aż tak
się wstydziłem. Nie, stop! Pierwszy raz w życiu czegokolwiek się wstydziłem.
Przed chwilą poznałem to francowate uczucie i to jeszcze w takiej sytuacji.
Shizuo, ani na chwilę nie odwrócił ode mnie swojego spojrzenia. Nie patrz się na mnie! – Tak właśnie
krzyczał mój umysł, lecz przerwał to tylko jeden cichy szept.
- Izaya… -
mówiąc to, mężczyzna chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Teraz leżałem na
nim, a on pochylił się tylko i połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
***
Obudziłem
się rano. Nigdy jak dotąd, nie spało mi się lepiej. Cały otulony w bezpiecznym
cieple. Tylko, że teraz gdzieś ono zniknęło i właśnie to wyrwało mnie z objęć
snu. Nie… chyba nigdzie nie uciekł.
Przecież to jest jego mieszkanie. Nagle, po pomieszczeniach rozniósł się
śmiech Shizuo. Od razu wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem w tamtym kierunku. Tyłek
bolał mnie niemiłosiernie, ale cóż, jakoś trzeba było zapłacić za tą nieziemską
noc.
- Co się
stało Shizu-chan? – Spytałem wchodząc do łazienki. Widać było, że robił pranie,
ale przerwał to, by przeczytać jakąś karteczkę.
- Nic. –
Odpowiedział tylko próbując mnie najwyraźniej zbyć, ale uśmiech nie schodził z
jego twarzy. Ach… Uśmiechający się Shizuo…
Naprawdę rzadki, a zarazem piękny widok. Ale cóż, moja ciekawość zawsze
wygra.
- No pokaż! –
Wskoczyłem na jego plecy i syknąłem niby to z bólu – manipulatorski plan czas
zacząć. Cel: karteczka w ręce Shizuo.
- Aż tak cię boli? – spytał. W jego spojrzeniu i głosie dało
się wyczuć troskę o mnie.
- Tylko
odrobinkę... – wyrwałem mu papierek z ręki i zacząłem czytać. Skierował na mnie
swój pytający wzrok. Zachichotałem pod nosem, ale powiedziałem tylko. - Więc to
tak? Dziś sprawię, że ten dzień będzie jeszcze lepszy od poprzedniego! A potem
przygotuj się na kolejną upojną noc, Shizu~chan!
Mój wybawco pojawiający się na
horyzoncie, dziękuję że udowodniłeś mi, że nie jestem samotny w swoim uczuciu i
jednak potrafię Cię kochać. Całym sercem, Ciebie najbardziej ze wszystkich
wokół. Już na zawsze.
*THE END*
Dziękuję za przeczytanie.
Jeszcze tylko małe pytanie. Który one-shot podobał się bardziej: z perspektywy Shizuo czy Izayi?
Ale słooodkie....*^* Iza-chan ty ciepła klucho~!
OdpowiedzUsuń"Uczepienie się" Shizuo było tak samo śmieszne za drugim razem, jak za pierwszym ;P I w ogóle fajnie, że wyjaśniło się czemu Izaya wpadł na pomysł z tabliczką. A ostatni akapit? Piękny~!
PS Zdajesz sobie sprawę, że odpowiedzenie na twoje pytanie jest dla mnie trudniejsze niż matematyka?
Bo jak można stawiać własnego największego wroga na równi z innymi? - Bo Shizuo jest ponad nimi bo jest najważniejszy ;w;
OdpowiedzUsuńAle ty samotny, a dla samotnych dzisiaj duże zniżki!- SAIMON JAK ZWYKLE DOJABAŁ xDD
Czy naprawdę jestem aż tak samotny? Tak misiu :C
Izaya naprawdę kocha ludzi. Nawet ciastkowy deszcz dla nich zrobił >_>
Paznokieć D: no dojeb pedałom, co oni wgl sobie myślą
Izaya-jestę ninję
Wchodzę do mieszkania największego wroga-co robię? przeszukuję rzeczy osobiste, szukam słabych punktów, zawstydzajacych faktów? BEEEEP Kanapeczki i herbatka i rozwalam się na kanapie- IZAYA'S LOGIC
Też uważam, że dla Izayi Shizuo jest niepowtarzalny inny i wyjatkowy, no bo czemu niby się nim tak interesuje? no jest rasowym sadystą, masochistą, trollem, hejterem, mendą społeczną pozbawioną empatii [...]. Ale on nie umie po prostu wyrażać swoich uczuć, [co próbuję też pokazać u mnie w opowidaniu xD] i Inaczej nie umie z Shizuo egzystować, ale może się o to postarać. Shizuo podobie C: love/hate relationship awwwww <3 <3 <3
Heh no fajne C: co do pytania hymmmm jeżeli chodzi o treść to z perspektywy Izayi, a o charakter oddania postaci to wygrywa Shizuo. Izaya jednak wyjechał poza kanon X3
Sama nie wiem, czemu, ale mnie wciąga. Naprawdę mi się podoba :) `Zapraszam do mnie: www.non-omnis-digranes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ perspektywy...mnie :3...czyli Izayi~<3 To było po prostu świetne. Taak...uwielbiam takie urocze historyjki :) Zawsze jak trzeba robić z kogoś, kogoś poważnego, bezwzględnego itp. to w moich opowiadaniach...oczywiście jest to łagodna i troskliwa osoba. *face palm*
OdpowiedzUsuńHmmm...nie wiem czy skorzystasz, ale zapraszam do mnie: http://moje-opowiadania-yaoi-i-nie-tylko.blogspot.com/