niedziela, 6 października 2013

Cześć Wszystkim~!
Z tej strony nadaje na opóźnionych falach Sophia-chan! Sorry, długo się nie odzywałam i w ogóle, ale aktualnie moje życie to… ekhm… dupa blada. Miałam szlaban na komputer przez ostatni miesiąc (konsekwencje nie pójścia do sklepu po bułki). Półtorej miesiąca temu zepsuły mi się moje ukochane słuchawki (no, dobra! Przyznaję się bez bicia – ja je przez przypadek zepsułam. I teraz leżą sobie na parapecie z mandarynkami jeszcze nienaprawione i aktualnie jestem na głodzie muzycznym). W dzień pierwszego września poszłam sprzedać zeszłoroczną książkę do polskiego, zaczepiłam o sklep zoologiczny i wróciłam do domu z małym szczurkiem – słodziutka Magdalenka moja najdroższa. Na dzień następny oczywiście szkoła. I tak cieszę się, że mogę się spotykać w niej codziennie z moimi znajomymi, bo się przez te dwa miesiące wakacji nawet za nimi stęskniłam. Potem szkoła, szkoła, szkoła… szkoła (plastyk + w tym roku rozszerzony polski) – standard. Dwudziestego ósmego dorwałam się do świetnej serii książek (”Fever”- Karen Marie Moning) , notabene które zaczęłam już kiedyś wcześniej czytać, a właśnie w tym dniu już skończyłam. Oczywiście, nie chcę robić tu spojlerów, jeden z bohaterów (moich ulubionych!) umarł – ja zalana łzami leżałam na łóżku. Potem zmartwychwstał i dalej był super-zajebisty. Po skończeniu czytania, jak zwykle czułam w sobie wszechogarniającą pustkę. Dzień następny – dwudziesty ósmy września – Magdalena umiera mi na rękach. Zawał lub jakiś wylew. A ja - oczywiście w żałobie. Potem w tym samym tygodniu rozszerzony polski – i „Cierpienia Młodego Wertera” (po prostu zajebiście pocieszająca lektura). W czwartek przyjechała do mnie paczka, na którą czekałam już od trzech tygodni. Wczoraj zaczęłam, a dzisiaj skończyłam czytać „Pedagoga” Karoliny N. Wiechowicz. Znowu mam doła na poziomie Morza Martwego lub Rowu Mariańskiego. Kto czytał ten wie jak się skończyło, a teraz pod kopułą mam plątaninę najróżniejszych myśli. W tym tygodniu mam jeszcze chyba ze cztery sprawdziany. Jak wszystkim wiadomo konkurs opowiadań Kotori trwa do końca miesiąca, a ja jak zwykle budzę się z ręką w nocniku i mam w miarę fajny pomysł i zaczynam go spisywać (zaznaczam, że co edycję nie mogłam zdążyć) Do trzech razy sztuka! Ale znając życie, nawet jak to skończę i wyślę to się nie dostanę. Trudno. A na domiar tego pod koniec miesiąca jest wywiadówka (na którą pewnie idzie mój ojciec), kochany dziennik elektroniczny działa pełną parą i na koniec miesiąca mam jeszcze przygotować projekt z biologii. Na domiar tego mam w pokoju 13.5 stopnia C.
Wiem… Jak zwykle próbuję znaleźć tylko jakieś marne usprawiedliwienia na moją osobę i użalanie się nad sobą. Jeszcze raz przepraszam za to wszystkie osoby, które to czytają i wytrwały do końca mojego jakże optymistycznego monologu. Dosłownie na dniach spróbuję sklecić nowy rozdział lub przynajmniej jakiegoś one-shota.
Do zobaczenia~! (Mam nadzieję, że niebawem.) I jeszcze raz przepraszam i proszę o wybaczenie.

PS. Byłabym dozgonnie wdzięczna, jakby jakaś dobra duszyczka w przypływie wolnego czasu i litości podesłała mi jakieś tytuły książek (w miarę optymistycznych), bo co ostatnio po jakąś sięgam, to okazuje się, że jakiś-ktoś umiera i mam potem doła. Tak na poprawę humoru, bo ja osobiście mam chyba ostatnio pecha co do osobistych wyborów książek :/

piątek, 6 września 2013

Wakacje, wakacje i po wakacjach...

Witajcie~!
Coś ostatnio dawno mnie tu nie było... 
A więc... (pamiętajcie! zdania nigdy nie zaczyna się od "a więc"!)
Przyszedł czas na to, abym dodała powoli kolejne rozdziały, które... się tworzą. A przynajmniej powinny. Z takiego fascynującego powodu, iż mam szkołę w trakcie tygodnia (jak chyba prawie każdy, kto to czyta) nowe notki będą wstawiane w weekendy, tak jak zresztą bywało wcześniej.
Teraz siedzę sobie na zastępstwie za polski rozszerzony i do Was piszę... A jak skończę to będę pisać w sowim legendarnym zeszyciku cię dalszy shizayi.
No, a dziś jest piątek.
Jutro sobota + pojutrze niedziela = weekend.
Wniosek więc jest dość prosty ;)

środa, 17 lipca 2013

Oficjalne zawieszenie

Witajcie~!
Czasami przychodzi taki czas… Dobra, nie będę wam tu zbytecznie owijać w bawełnę i marudzić – czyli przejdźmy do konkretów. Naszła mnie, tak zwana wakacyjna blokada logicznego myślenia i nieróbstwo totalne, które w połączeniu tworzą dobrze wszystkim znanego lenia, doła i brak chęci do czegokolwiek. Tak więc… Oficjalnie zawieszam bloga na okres wakacyjny. I tak okazało się, że w niedzielę wyjeżdżam i nie mam pojęcia, kiedy wrócę do cywilizacji i Internetu.
Tak więc, życzę wszystkim udanych wakacji i niezapomnianych przygód (nawet, jeżeli nigdzie nie wyjeżdżacie to i tak przecież pozostają wam książki, Internet i znajomi). A ja idę się przygotować na wojnę z komarami i kleszczami oraz koczowanie pod namiotem. Narka~!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Liebster Award


" Nominacja do Liebster Award jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. 

 

Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

 

Nie miałam dostępu do netu przez prawie trzy dni… Dzisiaj patrzę, a tu… Dostałam trzy nominacje i z tego powodu cieszę się, jak głupia. Ale z drugiej strony… wiem, że nie zasłużyłam, bo ostatnio baaaardzo zaniedbałam swojego bloga i nie dodawałam rozdzialików :C I jest mi z tego powodu baaaaardzo głupio… Ale za to niedługo będzie pewna miła niespodzianka ^_^

 

 

Pytania  Aiko Hori:

1. Skąd czerpiesz inspiracje?

Hmm... Ogółem, to chyba ze wszystkiego co mnie aktualnie otacza.

 2. Jaki jest Twój ulubiony Azjatycki zespół?

Eee... Szczerze? Nie mam swojego ulubionego.

 3. Dlaczego akurat pisanie?

Bo ktoś dawno, dawno temu wjechał mi na ambicje, kiedy z nudów zaczęłam coś bazgrać na kartce. A tak na serio... To jeden z niewielu sposobów, dzięki którym jako-tako komunikuję się ze światem i mogę przedstawiać wtedy (prawie) bezkarnie swoje poglądy.

4. Masz jakieś inne talenty?

Hmm... Pytanie sugeruje, że moje "pisanie" zalicza się, jako talent... Hahaha! Jak tak teraz nad tym pomyślałam to jest strasznie śmieszne! Moja definicja talentu jest następująca: ludzie dzielą się na osob,y które umieją wykonać daną czynność, lub nie. Tylko jakieś 10% najdoskonalszych z tych ludzi posiadających daną umiejętność moim zdaniem powinno zasługiwać na miano tego iż posiadają talent. Wracając do pytania: nie mam żadnego talentu.

5. Największa trauma dzieciństwa?

Szerszenie (żywe!) chodzące po mojej ręce... Brrr! Okropność. Od tego czasu szerszenie i osy są be!

6. Spaghetti vs pizza?

Jeśli jest dobrze przyrządzone to jedno i drugie :D

7. Boisz się swoich znajomych?

Czasami... Tak. Ale potem uspokaja mnie myśl, że i tak nigdy nie będą straszniejsi ode mnie.

8. Gry na komputer czy konsole?

Na konsoli grałam może z trzy razy w życiu. I chyba jednak wolę gry komputerowe.

9. Posiadasz denerwujące rodzeństwo, które utrudnia życie na każdym kroku?

Tak… Nawet dwójkę. Młodszego. Siostra - 13 lat, brat - 11 lat. Dwa diabły cały czas uniemożliwiające mi dostęp do komputera.

10. Gdybyś wygrała 2 bilety do wymarzonego miejsca to kogo byś zabrała?

Hmm... Nie mam pojęcia. Chyba osobę, która też chciałaby pojechać w to miejsce, ale... I tak nie mam co marzyć, bo z moim pechem raczej w życiu nie wygram niczego takiego.

 11. Czujesz, że jak poznajesz nową osobę ze środowiska autorów tudzież po prostu Otaku, to jest to ktoś "swojski" i po 5 minutach rozmawiacie, jakbyście się znali przynajmniej miesiąc?

Nie. Nigdy tak jeszcze nie było i raczej nie będzie... Żebym w ogóle zmusiła się do rozmowy (nie polegającej na przykład na wymianie dwóch zdań) z jakąś osobą, muszę mieć do niej zaufanie. A takich ludzi aktualnie mogę policzyć dosłownie na palcach obu dłoni. Tak... Jestem zajebiście nieufnym skurwysynkiem.

 

 

Pytania Miszu

1. Czego nienawidzisz?

Jeśli ludzie nie potrafią popatrzeć w ten "inny" sposób na świat i postrzegają wszystko tylko z jednej perspektywy, nie uwzględniając innych punktów podparcia do zrozumienia.

Czyli... Ogółem rzecz biorąc: przerażającej ilości ludzi.

2. Masz swojego sexy-wroga?

Mam sporą ilość wrogów, ale... sexy-wroga? Niestety nie. Ale gdybym miała, zostałby w naszej wojnie moim niewolnikiem (jeżeli byłby to facet) :3

3. Jadłaś kiedyś sushi?

Nie.

4. Jaki jest twój ulubiony deser?

Deser... :3 (osoba która lubi wszystko jeść)

5. Jaka jest twoja ulubiona gra na konsolę/komputer?

Nie ma takiej.

6. Najmilej wspominane przez ciebie wspomnienie z dzieciństwa?

Z dzieciństwa... (duchowo cały czas duże dziecko) Chyba wszystkie wspomnienia, kiedy mogłam się bawić z moimi zwierzątkami.

7. Największa gafa?

Nie wiem, czy to można nazwać gafą, ale... Danie nieświadomie trzem chłopakom "kosza" mówiąc "lubię cię jako przyjaciela",itp... Bez komentarza.

8. Czy się rumienisz? Jeśli tak, to jak mocno i w jakiej sytuacji ostatnio ci się to przytrafiło? 

Hmm... Zazwyczaj nie wiem kiedy się rumienię... Nie spoglądam cały czas do lusterka. Ale raczej wtedy, kiedy czytam/oglądam jakąś "zaawansowaną scenę" Yai :D

9. Czy Izaya zaraził cię zwyczajem obserwowanie ludzi?

Niestety nie. Ja taki zwyczaj mam odkąd pamiętam.

10. Łatwo cię zdenerwować?

Zależy. Niektórzy potrafią mnie nieźle wkurwić samym swoim istnieniem.

11. Masz jakieś motto?

"Zawsze mogło być gorzej."

 

Pytania Madame Black:

1. Skąd czerpiesz inspiracje?

Hmm... Ogółem, to chyba ze wszystkiego co mnie aktualnie otacza.

2. Ulubione anime po za DRRR?

Hmm... Nie mam pojęcia. Jest kilka anime, które lubię...

3. Od dawna męczy mnie to pytanie, jak myślisz, jak zareagowałby Shizuo gdyby zobaczył, że Izaya płacze?

Pewnie zależy od sytuacji. I czy będzie to postrzegane oczami yaoistki, czy nie... Ja udzieliłam odpowiedzi na to pytanie w swoim durnym "opowiadanku".

4. Jak myślisz, będzie DRRR2~?

Ach~! Chciałabym zobaczyć kontynuację, ale chyba wątpię.

5. Jakaś ciekawostka, na twój temat?

Potworny leń - ale to akurat chyba oczywistość.

6. Czy odnajdujesz swoje cechy charakteru, w postaciach z anime?

Aż za często...

7. Dlaczego akurat yaoi~? 

Też się ostatnio nad tym zastanawiałam. Ale chyba nie mam jakiegoś specjalnego powodu.

8. Eh... Ulubiona tematyka opowiadań?

Najbardziej lubię połączenie fantasy + romans (lub yaoi)

9. Ile mniej więcej zabiera ci napisanie rozdziału lub oneshota?

Zależy, jak długiego. Zazwyczaj obmyślam akcję opowiadanka przed snem, albo jak mi się wybitnie nudzi. Jak uda mi się wymyśleć jakieś ciekawsze zdanie - notuję je gdzieś, a mając już takie oparcie piszę historyjkę w kilka godzin.

10. Które postacie z DRRR są według ciebie najbardziej interesujące?

Wszystkie są fascynujące i kocham je wszystkie <3 Ale... Pod względem najbardziej interesujących postaci na podium będą: pierwsze miejsce (będzie zawsze miał) Izaya, drugie Shizuo, a trzecie Shinra i Celty.

11. damn... Ulubiony kolor?

Raczej każdy, ale w zależności w jakim aspekcie.

 

 

A teraz przyszła kolej na przedłużenie łańcuszka, czyli moje pytanka… Współczuję Wam. Ale najpierw blogi nominowane:

- http://dance-of-happiness.blogspot.com/

- http://shizayafandom.blogspot.com/

- http://forever-dimensions.blogspot.com/

- http://haru-chanstories.blogspot.com/

- http://megustayaoi.blogspot.com/

- http://ogrody-milosci.blogspot.com/

- http://opowiadania-durarara.blogspot.com/

- http://who-will-say-me-sweet-dreams.blogspot.com/

- http://yaarie.blogspot.com/

Z wielką chęcią uwzględniłabym tu jeszcze Miszu, Aiko Hori i Madame Black, no ale… Zasady to zasady.

Aż mnie korci żeby powymyślać jakieś zboczone pytania, ale niestety resztki przyzwoitości mnie jeszcze przed tym powstrzymują... Dobra! Jedziemy z tym koksem!

1. Ilu osobą które znasz, powierzył/a byś swoje życie?

2. Kogo/co zabrał/a byś na bezludną wyspę.

3. Co najbardziej lubisz?

4. Czego najbardziej nie lubisz?

5. Co najbardziej kochasz?

6. Czego najbardziej nienawidzisz?

7. Jakie jest Twoje najbardziej skryte marzenie?

8. Bolesna Prawda vs. Kojące Kłamstwo

9. Cieszenie się teraźniejszością czy dbanie o przyszłość?

10. Czy oglądałeś/aś kiedyś "film dla dorosłych"?

11. Czy "zabawiałeś/aś" się przy tym? (jeśli odpowiedz na punkt 10 była twierdząca)

Dobra... Nie mogłabym być sobą gdybym dzisiaj nie wtrąciła czegoś "takiego". Oczywiście nie musicie odpowiadać na dwa ostatnie pytania. Ale pamiętajcie - święty Mikołaj patrzy!

Dobra, sorry. Już dostałam głupawki. Przepraszam~!

 

Ps. Czy ma ktoś może przetłumaczone na polski “The Man Who Doesn't Take Off His Clothes” rozdziały od 12 do końca? Albo chociaż po angielsku, ale żeby były w wersji e-booka? Help me, please!

środa, 10 lipca 2013

Plaga (szkic próbny)


Witajcie~!

To znowu ja… Trochę odpoczęliście sobie ode mnie prawda? No cóż… było – minęło, a dzisiaj znów przychodzę Was dręczyć~! Ale tylko troszkę… troszeczkę… tak tyci-tyci.

A teraz, jak zwykle zresztą, tradycyjnie Wam pomarudzę~!

Jak już pewnie wszyscy zauważyli skończył się rok szkolny, są wakacje, nawet słoneczko ostatnio dość hojnie przygrzewa… A ja mentalnie i psychicznie umarłam. Tak mi się nic nie chce… Nawet rysować i pisać! To jest strrraszne…  Ale jest pewna osóbka, która zawzięcie próbuje mnie zmotywować do roboty… Uświadomił mi że dość długo żadnych notek nie publikowałam… I jest mi teraz głupio. No ale w końcu udało mi się zebrać w sobie i zaczęłam coś robić.

Dzisiaj zamieszczam taki próbny szkic początku. Choć nie pałam do niego jakimś tam specjalnym entuzjazmem. Jak Was chociaż troszeczkę zainteresuje to napiszę dalszą część… A co do „dołków” i Naszych zwierzęcych pupilków… Przepraszam, ale na razie jeszcze nie mogę się zebrać w sobie, by to skończyć… Przepraszam!!!

 

 

Plaga


 

Był już dość późny wieczór, ale ja i tak zawzięcie pracowałem. Albo określę to inaczej - znów szykowałem różne plany i intrygi, przez które ludzie mogliby się dowiedzieć o mojej, jakże ogromnej i namiętnej miłości, którą ich darzyłem.

Odchyliłem się do tyłu w fotelu i odetchnąłem głęboko. W mieszkaniu zaczynało się robić nieprzyjemnie duszno. Powoli, lecz prawie niewidzialnie, wiosna zaczęła przeradzać się w lato. Ale w otoczeniu było to prawie niedostrzegalne. Praktycznie przez większość czasu miasto atakowały burze, a gdy tylko pomiędzy kolejnymi ulewami zza chmur wyglądało nieśmiało słońce, wszystko zaczynało parować i tworzyć duszną, nieprzyjemną atmosferę. Potem nadchodziła kolejna burza i tak w kółko od paru tygodni. Dziś wypadł jeden z tych słonecznych dni, przez co powietrze robiło się ciężkie od nadmiaru wilgoci i panowała ogólna duchota. A co ja mogłem zrobić w tym wypadku? Hmm? Jak myślicie?

Zgadliście! Wstałem z fotela i ruszyłem tanecznym krokiem w stronę panelu do regulacji temperatury. Włączyłem jeden z przycisków od razu słysząc delikatny szum wielu urządzeń, w które było wyposażone moje, jakże bardzo skromne mieszkanko. Jeszcze przez chwilę upajałem się tym przyjemnym dźwiękiem. Zanim powróciłem do emanującego jasną poświatą monitora, pootwierałem jeszcze okna w sypialni i reszcie pomieszczeń. Na twarzy poczułem delikatny wiaterek, w tej samej chwili również usłyszałem gwar tętniącej nocnym życiem dzielnicy. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. I jak tu nie "kochać" tych wszystkich ludzi?

Wróciłem na miejsce ogarnięty euforią oraz nową motywacją i zacząłem wstukiwać szybko hasła do poszczególnych kont na portalach społecznych i chatach. Oczywiście, że każde z nich było fikcyjne. Ale jaki byłby szybszy sposób uzyskiwania niezbędnych lub intrygujących wiadomości, jak właśnie nie Internet?

Dowiedziałem się kilku przydatnych rzeczy. Jak zwykle chat Dollars'ów niósł ze sobą wiele cennych informacji. Potem zacząłem odpisywać na poszczególne e-maile.

Niespodziewanie przy uchu usłyszałem natrętne bzyczenie. Odgoniłem owada machnięciem dłoni. Odleciał.

Zdążyłem wystukać na klawiaturze tylko jedno krótkie zdanie, gdy natarczywy dźwięk znowu się powtórzył. Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy nasłuchując. Dźwięk małych skrzydełek wciąż krążył wokół mnie długo i zawzięcie. W końcu poczułem ukłucie na prawej dłoni. Chwilę potem przyglądałem się w świetle monitora małemu krwiopijcy.

- No i co teraz zrobisz komarku? - Szepnąłem. Spójrzcie - takie to małe, a tak potrafi zirytować.  - Ach! Przecież już raczej nic nie zrobisz, jak jesteś martwy, racja? - Przyglądnąłem się jego odpadającym nóżką i skrzydełkom, jak i krwawej plamce dookoła niego. Strzepnąłem małego truposza do  kosza na śmieci pod biurkiem. - Żegnaj.

Powróciłem do przerwanego wcześniej pisania.

***

Dobra, ja rozumiem - jeden  komar, dwa... trzy... Każdemu może się zdarzyć. Ale właśnie po raz dziesiąty już, tego wieczoru, zabijałem komara na własnej skórze.

- Przecież to jest niemożliwe! - krzyknąłem w ciemną przestrzeń.

Wstałem energicznie z fotela i zacząłem zamykać wszystkie okna. Gdy już skończyłem zadowolony ze zdobytych informacji i z tego, że małych potworów już więcej nie wleci, ruszyłem w kierunku łazienki. Wszystkie pilne sprawy załatwiłem, a teraz nadeszła pora na odprężający prysznic po moim zaciętym boju z komarami. Zatrzymałem się na schodach wsłuchując się w otoczenie. Wentylator dalej przyjemnie szumiał, ale najwyraźniej przeskoczył na wyższe obroty, bo dźwięk był głośniejszy. Ruszyłem ponownie w stronę łazienki.

***

Nie... To się nie może dziać naprawdę!

Zamarłem w półmroku, gdy przechodziłem przez próg sypialni, przewinięty w pasie tylko miękkim ręcznikiem. Po plecach płynęły mi kropelki wody, skapujące z moich jeszcze mokrych włosów. Przeszły mnie ciarki na widok jaki zastałem w pomieszczeniu.

Czułem się, jakbym wszedł wprost do ula pełnego rozwścieczonych pszczół. Wszędzie kłębiły się komary. Ale to nie jeden czy dwa, jak było zazwyczaj. Były ich setki! Tysiące!

Zatrzasnąłem drzwi sypialni i przekręciłem w niej klucz. Zrobiłem kilka kroków w tył szukając stałego punktu podparcia. Na skórze pleców poczułem chłód ściany.  
 
 
 

piątek, 31 maja 2013

Przeżyją tylko najsilniejsi (one-shot)





Witajcie~!

Oj… Długo mnie tu nie było. Nie wiem czy się ucieszycie, ale przychodzę do Was z one-shotem. Niestety… nie wiem, jak go mam go określić… Zobaczycie, jak go przeczytacie.

Jak miałam tylko trochę czasu, to czytałam sobie Wasze komentarze, które zostały zamieszczone od czasu kiedy mnie nie było. Tak się z nich wszystkich cieszę~! I chyba tylko to dawało mi motywację do nauki.

A teraz jeszcze ogłoszenia parafialne:

Jak powszechnie jest wiadomo, klasyfikacja kończy się 14 czerwca, więc do tego czasu na pewno nie pojawią się nowe rozdzialiki. Przykro mi. Po prostu jestem zawalona robotą, a tego one-shota wstawiam tylko dlatego, że po kawie nie mogłam spać w nocy. Ale za to spróbuję zamieścić coś około 15 lub 16 czerwca. Potem jadę na tygodniowy plener i jak tylko będę miała tam dostęp do Wi-fi, to spróbuję wstawić coś nowego. Potem rozdziały powinny pojawiać się już regularnie.

A teraz…

… zapraszam do czytania~!

 

Przeżyją tylko najsilniejsi

 

Ostatnio ktoś zadał mi banalne pytanie.

- Dlaczego?

Stając koło niego na krawędzi dachu budynku, odpowiedziałem bez namysłu.

- Bo was kocham.

Wyprostowałem rękę. Delikatnie, jakby z namaszczeniem i czcią, dotknąłem jego pleców.

Potem patrzyłem już tylko na rozciągającą się pode mną ciemność i kontrastującą z tym mrokiem, wolno spadającą sylwetkę. Chwilę później dało się słyszeć nieprzyjemny chrzęst roztrzaskujących się kości i odgłos rozbryzgującej się na wszystkie strony krwi z resztą miękkiej materii.

Chciałem zobaczyć, jak życie ulatuje z ciała tego skurwiela. Nie mogłem przecież przegapić takiej okazji!

Zbiegłem zwinnie i szybko po schodach ewakuacyjnych i ruszyłem w kierunku mroku alejki.

Było ciemno. Naprawdę ciemno. Z mojej aktualnej perspektywy, nie mogłem dostrzec obiektu mojego zainteresowania. Postąpiłem ostrożnie kilka kroków w przód rozglądając się uważnie. Nic. Zrobiłem kilka następnych i następnych. Spod podeszwy mojego buta usłyszałem chrupot miażdżonych kosteczek i w tej samej chwili także bulgot.

- Ups~!

Pochyliłem się w stronę dźwięku. Wyjąłem z kieszeni kurtki małą latareczkę i poświeciłem mężczyźnie w oczy. Snop ostrego światła spowodował od razu bolesne zwężenie się źrenic przy akompaniamencie kolejnego nieprzyjemnego odgłosu bulgotu. Wcale się nie dziwię, że udało mu się wydobyć z siebie tylko taki dźwięk. Połowa twarzy, po bliskim spotkaniu z twardą powierzchnią, wcale nie przypominała już tego samego oblicza, które widziałem zaledwie kilkanaście sekund wcześniej. W ogóle cała jego sylwetka nie przypominała już kształtem człowieka, tylko jakieś fantastyczne stworzenie nabazgrane przez dziecko na kartce. Wszystko zniekształcone, jakby ukazane w krzywym zwierciadle i powyginane w abstrakcyjnych kierunkach. W jego oczach majaczyło tylko przerażenie i strach.

To cud, że on jeszcze w ogóle żyje. I do tego jest przytomny! Chyba, jako jedyny wytrzymał tak długo...

Ale to już dla niego koniec. I dla nich wszystkich.

Powoli podniosłem nogę obserwując uczucie ulgi błyszczące gdzieś na dnie jego oczu. Potem na powrót przygniotłem jego dłoń obcasem buta, wyrywając tym samym z jego gardła przeraźliwy krzyk. Kości zachrupotały nieprzyjemnie.

- Wiesz, że nieładnie jest się bawić cudzymi zabawkami, prawda? - Mocniej naparłem obcasem, patrząc jak pozostałości twarzy mężczyzny wykrzywiają się w grymasie bólu. - On jest wyłącznie moją zabawką. Wszyscy o tym wiedzą. Więc dlaczego to zrobiłeś?

Czekałem kilka sekund na odpowiedz. Lecz ona nie nadeszła. Chyba trudno jest mówić ze zgruchotaną szczęką, prawda? Zaśmiałem się szaleńczo.

- Ależ oczywiście nie musisz odpowiadać na moje pytanie! Kiedyś na pewno zdobędę tą informację... Ale, teraz musisz ponieść konsekwencje swoich czynów.

Powolnym ruchem wyciągnąłem pistolet z kieszeni kurtki. Idealnie leżał w mojej dłoni. Przyłożyłem chłodną lufę broni do skroni mężczyzny. Powolnym ruchem położyłem palec na spuście.

- Jakieś ostatnie słowa? - Spytałem z kpiącym uśmieszkiem. - Ach~! Jak mogłem zapomnieć? Przecież teraz n-i-e- m-o-ż-e-s-z s-i-ę o-d-e-z-w-a-ć~! - Przeliterowałem dźwięcznie ostatnie wyrazy, obserwując, jak panika w jego oczach narasta.

Pociągnąłem za spust.

W ciemnej alejce rozbrzmiał huk wystrzału. Na mojej twarzy i ubraniach osiadły krople krwi. Cały czas patrzyłem się w jego oczy i obserwowałem, jak gaśnie w nich to osobliwe światło i wszystkie emocje. Jego twarz zamarła w wyrazie bólu. Już na zawsze.

Wyprostowałem się i rozglądnąłem wokół. W całej alejce leżały porozrzucane w nieładzie ciała. Wszystkie były już tak samo zmasakrowane i zimne.

- Zrobiliście jeden nieodpowiedni krok. A teraz co? Jesteście już tylko kupą gnijącego mięsa i roztrzaskanych kości. – Kopnąłem jedno z ciał całą siłą w głowę. W alejce rozbrzmiał odgłos łamanych kręgów szyjnych. – Myśleliście kiedyś, jak to jest umierać? Chyba raczej nie, prawda? Ale krzywdziliście, gwałciliście i zabijaliście bez opamiętania, nie mając żadnych idei, oprócz przemocy. Zabawiliście się moją zabawką i ją zepsuliście. Zniszczyliście moją grę. I co was spotkało? Sami zostaliście zabici. To karma.

Odwróciłem się w kierunku wylotu uliczki i ruszyłem w stronę światła.

 

***

Tydzień wcześniej...

 

- Oj, Namie-san~! Czy mogłabyś uczynić tą przysługę światu i od czasu do czasu, zrobić coś porządnie? - Spytałem z wyczuwalną pretensją w głosie i spoglądnąłem na nią znad monitora komputera.

Zaskoczona moimi pretensjami stała na środku biura z aurą, aż ociekającą chęcią mordu.

- Przecież zrobiłam wszystko, tak jak mówiłeś. Więc w czym problem? - Wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Cały czas doskonale opanowana, denerwowała się tylko wtedy, gdy ktoś wytykał jej błędy. No i, jeszcze oczywiście traciła swoją cierpliwość, jeśli coś zagrażało jej braciszkowi... Ah~ ta miłość kazirodcza. Lubiłem wyprowadzać ją z równowagi.

- Nigdzie nie ma moich notatek z wczorajszego wyjścia. - Rzuciłem niedbale, odchylając się na fotelu.

- Kładłam je rano na biurku. - Obróciła się tyłem do mnie i wróciła do układania na regałach stert segregatorów i książek.

- A widzisz je tu gdzieś? - Spytałem wskazując dłonią blat mebla. - Bo ja nie. - Udałem chwilowe zamyślenie, po czym kontynuowałem z wrednym uśmieszkiem. - Chyba nie chcesz mi wmówić, że ślepnę? Co, Namie-san~? - Wypowiedziałem jej imię dźwięcznie.

- Nie chcę ci nic wmawiać. - Spojrzała na mnie przez ramię z wyraźną irytacją malującą się w oczach. - Ale czy w końcu mógłbyś przestać się bawić i wyciągną te dokumenty z szuflady?

Jednak mnie przejrzała... A szkoda. Mogłem mieć z dokuczania jej tyle radości...

- Oj, Namie-san... Ty wszystko potrafisz zepsuć. - Odparłem z wyrzutem i wyciągnąłem spod biurka zapisane starannym pismem kartki papieru. - Wcale nie umiesz się bawić...

- Znajdź sobie lepiej inny obiekt do swoich głupich żartów.

- Ale mi się n-u-d-z-i~! - Wykrzyknąłem i zacząłem się obracać na fotelu.

- Jak naprawdę, aż tak bardzo ci się nudzi, to idź podrażnić dzikie zwierzęta w zoo. - Rzuciła z przekąsem. – Może jakiś zdesperowana bestia cię zje.

Puściłem jej ostatnią uwagę koło uszu.

- Nie lubię chodzić do zoo... - Nagle w mojej głowie zapaliła się zielona lampka. - Idę do Ikebukuro. - Rzuciłem szybko w stronę mojej sekretarki, porwałem z wieszaka kurtkę i wybiegłem z mieszkania.

***

 

Wędrowałem po Ikebukuro już od dobrej godziny, zbierając przydatne informacje oraz z utęsknieniem wypatrując w tłumie blond czupryny i latających przedmiotów. Ku mojemu zdziwieniu, nigdzie nie dostrzegłem ani jednego, ani drugiego. Widocznie bestia z Ikebukuro musiała się dzisiaj bardzo dobrze kontrolować. Idealna okazja dla mnie, żeby go sprowokować i zniszczyć przy tym część dzielnicy!

Ale wcześniej przydałoby się zdobyć trochę energii na nasz pościg.

Przemierzając, nadmiernie zatłoczone o tej porze dnia ulice, dotarłem do „Russian Sushi”. Zaglądnąłem do środka przez przeszkloną ścianę. Wewnątrz lokalu panował taki sam zamęt, jak wszędzie indziej. Ale przecież z powodu takiej błahostki nie zrezygnuję z porcji mojego tuńczyka.

Otworzyłem drzwi i zanurkowałem w tłum, zwinnie przeciskając się między ludźmi i skutecznie unikając ich łokci.

Po chwili stałem już przy ladzie. Simon zauważył mnie od razu, pytając, przez ogólny harmider i krzyki, czy przyszedłem po to co zwykle. Skinąłem tylko głową na znak twierdzący, a kilka sekund później lawirowałem z niedużym pakunkiem między sylwetkami w stronę wyjścia. Zobaczyłem jeszcze kontem oka, jak Rosjanin macha do mnie ogromną dłonią i wykrzykuje coś w moim kierunku. Przecież zapłaciłem mu odpowiednią cenę, więc czego może chcieć? Prawdopodobnie była dzisiaj promocja i może chciał wydać mi resztę? Intuicja kazała mi się wrócić i sprawdzić, jaką sprawę ma do mnie Simon, ale rozsądek podpowiadał mi, bym możliwie, jak najszybciej ewakuował się z moim obiadem z tego tłoku. Jeszcze ktoś niechcący mógłby mi wytrącić pudełeczko z rąk, i co wtedy? Resztę odbiorę kiedy indziej. Nie zważając na krzyki Rosjanina, ponownie ruszyłem w kierunku wyjścia.

***

 

Zaledwie kilkanaście minut później siedziałem na ławce w parku, obserwując niebo i zlizując z palców smak ootoro. Pogoda była idealna. Słońce świeciło jasno, ogrzewając swoimi promieniami, a delikatny wiaterek poruszał leciutko kosmykami moich włosów. Pogoda iście sielankowa. Spojrzałem na puste pudełeczko leżące obok mnie. Chociaż czułem się już najedzony, z chęcią zjadłbym jeszcze trochę. Powinienem chyba kupić dwie porcje...

Leniwym ruchem sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem jedną z komórek. Przetarłem jeszcze lekko przetłuszczonym palcem ekranik, by ją odblokować. Smuga powstała przy tym na środku urządzenia mieniła się różnymi kolorami. Fascynujące...

Spojrzałem na godzinę ukazaną na wyświetlaczu. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Jak to dobrze jest byś w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie!

Dzisiaj Shizu-chan, jak co tydzień, miał spotkać się z Tomem na obrzeżach tego parku. A tak się składało, że zawsze szedł tą samą drogą przysiadając na samotnej ławce i zapalając papierosa. Dzisiaj ta sama ławka nie była już samotna. Towarzyszyłem jej JA i razem wyczekiwaliśmy na naszego wspólnego znajomego.

Minęła minuta, potem druga i kolejne, leniwie odmierzając czas. Spojrzałem na telefon. Shizu-chan zawsze był niezwykle pilny i odpowiedzialny, jeśli chodziło o pracę. A w szczególności po tym numerze, który mu kiedyś wywinąłem. Ale... Dzisiaj spóźnił się już o 27 sekund! Jak zwykle zaskakiwał mnie tą swoją nieprzewidywalnością, którą potrafił zepsuć każdy mój plan. Tak było i tym razem.

Spojrzałem na drogę, w kierunku z którego powinien nadchodzić. Pusto.

Albo nie... Zdecydowanie nie mogłem powiedzieć, że nic tam nie było. Zamiast pierwotniaka którego się spodziewałem, pojawił się inny, ale mieszczący się w tym samym przedziale inteligencji.

Po chodniku ospale pełzła gąsienica. Duża i tłusta, o barwie soczystej trawy, powoli poruszała małymi nóżkami. Dałem radę zauważyć ją nawet z tej odległości. Ale nie ja jeden.

Z gałęzi zleciał wprost w kierunku larwy, mały ptaszek. Więc to on tak hałasował w koronie tego drzewa... Wylądował zaraz koło robaka, przyjrzał mu się uważnie, po czym złapał go w dzióbek. Zielona istotka próbowała się ratować, energicznie wyginając swoje ciałko we wszystkie strony. Jednak jej próby nie poskutkowały, a szkoda, bo pewnie za kilka dni zaczęłaby nowe życie, rozwijając swoje skrzydła w innej postaci.

Jednak jedynym, który rozłożył teraz skrzydła był ów mały ptaszek. Zadowolony posiłkiem, nieostrożny, wzbił się w powietrze. Głupi! Czujności nigdy nie można stracić. Jak to mówią - człowiek uczy się na błędach. Ale najwyraźniej ta sama zasada nie może tyczyć się zwierząt.

W kierunku lecącego malucha zapikował jakiś inny ptak, raczej nie mając przyjaznych zamiarów. W promieniu słońca zabłysł ostry, niczym mój nóż, szpon. Ułamek sekundy później o trawę uderzyło małe bezwładne ciałko o zakrwawionych piórkach, a zaraz obok ofiary wylądował myśliwy, rozrywając ją zakrzywionym dziobem.

Ptaszek już raczej nie nauczy się niczego na swoim błędzie. Albo nie. Pewnie się czegoś nauczył, ale nie da rady zastosować tej wiedzy w praktyce. A czasu nie da się cofnąć, by naprawić swoje błędy, tak samo jak nie można uniknąć śmierci. Przecież i tak każdy z nas umrze. Pozostaje tylko pewne dość istotne pytanie - kiedy i jak?

Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, a przedstawiało najstarszą i najważniejszą zasadę rządzącą światem - przeżyją tylko najsilniejsi.

***

 

Znów przechadzałem się uliczkami Ikebukuro.  Kilka minut temu opuściłem park, po dwóch godzinach wypatrywania Shizu-chana. Czyżby było możliwe, że zmienił godziny pracy? Będę się musiał dowiedzieć tego jeszcze dzisiaj! Nie interesowałem się nim od dwóch tygodni, bo cały swój poświęcałem zleceniu od Shikiego, które dotyczyło nowego gangu panoszącego się na jego terytorium. Nieprzyjemna sprawa. Informacje niezwykle trudne do zdobycia, ale czym są takie płotki dla najlepszego informatora?

Z rozmyślania wyrwał mnie silny podmuch chłodnego wiatru, przed którym nie ochroniła mnie nawet moja wspaniała kurtka. Spojrzałem w niebo. Pogoda o tej porze roku, jak zwykle dawała się ponosić swoim kaprysom. Pół godziny temu wygrzewałem się w promieniach słońca, a teraz przeszedł mnie dreszcz zimna. Zapowiadało się na dość potężną burzę.

Gdy pierwsze krople deszczu uderzyły o chodnik, zarzuciłem na głowę kaptur. Moje pole widzenia było teraz trochę bardziej ograniczone, ale nie przeszkodziło mi to wcale w obserwacji ludzi, uciekających pod zadaszenia lub chowających się przed zmoknięciem w sklepach. Ludzie są tacy przewidywalni...

Chyba jako jedyny, a raczej na pewno tylko ja, paradowałem skocznym, lecz nieśpiesznym krokiem przez ten zgiełk. W powietrzu, aż dało się namacalnie odczuć panikę. Jak oni mogą się bać? Ci ludzie... Cały czas czują strach. Przed wszystkim. Że mogą stracić pracę, że coś może stać się ich bliskim i o podobne błahostki, nie warte zachodu. I to dlatego jestem ponad nimi wszystkimi! Tak! Izaya Orihara nie odczuwa takich słabości, jak strach!

Deszcz rozpadał się na dobre, przeradzając się już w ulewę. Gdzieś w dali rozbłysło jasne światło, a potem rozbrzmiał huk pioruna. Przebiegające koło mnie skąpo odziane licealistki zaczęły piszczeć i przyspieszyły znacznie bieg potrącając innych przechodniów. Zwykła zmiana pogodowa, a potrafi wywołać tyle emocji!

Gdzieś w tłumie mignęła mi znajoma sylwetka, odziana jak zwykle białym kitlem lekarskim. Było niemożliwością, żeby okazało się, że jest to ktoś inny od Shinry. Przyspieszyłem kroku, by nadążyć za nim.

Udało mi się go dogonić jednak dopiero przed wejściem do szpitala, całą drogę biegł jak oszalały. Słysząc, jak wykrzykuję jego imię odwrócił się powili na chodach wejściowych do budynku. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, które potem zastąpiła czyste oburzenie i gniew.

- Izaya-kun! - Zaczął krzyczeć na mnie we wściekłości, zbiegając szybko po schodach. Nigdy nie widziałem u niego jeszcze tak mocnych emocji złości, jak teraz. -  Jak mogłeś! Rozumiem, że się nienawidzicie, ale żebyś posuwał się do takiej bezczelności i przychodził tutaj po tym, co mu zrobiłeś... Nie dam ci go do końca zabić! Nie pozwolę na to! Słyszysz?

Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem przed nim, a moje oczy powiększały się w niedowierzaniu, kiedy słyszałem kolejne oskarżycielskie słowa padające z jego ust.

- Shinra... - Spojrzał na mnie groźnie, słysząc swoje imię. - O co ci chodzi? Kogo mam nie zabijać?

Teraz lekarz patrzył na mnie zdziwiony. Jednak po chwili wrócił do poprzedniego stanu i zmierzył mnie uważnie wzrokiem.

- Izaya... Ty nic nie wiesz? - Od jego okularów odbiło się nagły blask błyskawicy. - Shizuo jest w śpiączce. Podobno to ty do niego strzelałeś.

Gdzieś blisko rozbrzmiało kolejne uderzenie pioruna, jednak ja już go nie usłyszałem. Powoli, jakby w zwolnionym tempie, docierały do mnie słowa mojego znajomego. Chwilę później, gdy zrozumiałem już, co próbował mi przekazać, poczułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Moje ciało przeszył lodowaty dreszcz. Nie był on jednak spowodowany mocnym podmuchem wiatru, który zrzucił mi z głowy, a odsłaniając tym samym moją twarz przed deszczem. Słodkie krople płaczącego nieba mieszały się z tymi moimi - słonymi, które chwilę wcześniej zaczęły spływać po moich policzkach.

***

 

Dwa miesiące później...

 

Shinra krzątał się nerwowo po pomieszczeniu, cały czas coś poprawiając lub przekładając. Już na pierwszy rzut oka widać było, że czuje się bardzo niepewnie. Za każdym razem zadawał mi to samo pytanie:

- Izaya... Ty naprawdę nie masz nic innego do roboty? - Spytał z troską w głosie i tym razem. Spojrzałem na niego półprzytomnie. - No, wiesz... Nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale... Obawiam się, że jak Shizuo-kun się obudzi, to nie będzie szczęśliwy, że przesiadujesz tu każdego dnia...

- Czytałem, że ludzie w śpiączce słyszą wszystko, co się wokół nich mówi, więc i tak już pewnie wie. Może... jak skoczy mu porządnie adrenalina, to się w końcu obudzi?

Lekarz przypatrywał mi się jeszcze chwilę, ale później pokiwał tylko z rezygnacją głową i wyszedł z sali szpitalnej.

Tak, to co mówił było prawdą. Kiedy dowiedziałem się, że ktoś odważył się zepsuć moją własność, po prostu... nie potrafiłem zostawić tego bez echa. Zdobycie informacji, których szukałem prawie bezskutecznie przez dwa tygodnie, zabrało mi tylko tydzień. Potem... Spotkała ich kara za dotykanie cudzych rzeczy. Tropiłem każdego z nich, zabijałem go, a na koniec rujnowałem życie jego rodzinie, jeśli oczywiście tylko ją posiadał.

Miejsce ich egzekucji zostało znalezione przez policję dopiero kilkanaście dni temu. Pewnie nawet nikt nie zainteresowałby się ich zniknięciem, gdyby nie roznoszący się w pobliżu smród rozkładających się ciał, przypiekanych dodatkowo promieniami ciepłego, letniego już pawie słońca. Najpierw rozeszła się plotka o rzekomym zbiorowym samobójstwie dla idei jakiejś nowej sekty. Dopiero, gdy odkryto tożsamości zamordowanych ogłoszono oficjalnie, że było to kolejne wyrównywanie rachunków między gangami. Zresztą, nie mijało się to dużo z rzeczywistością. Shiki-san doceniając mój trud, zapłacił mi pięć razy tyle ile obiecywał na początku i zadbał o to, by nie padły na mnie żadne podejrzenia. Krótko mówiąc - udany interes.

Tylko jedna rzecz mnie niepokoiła. Dlaczego przychodziłem tu codziennie?

Samo przesiadywanie w tym pokoju powodowało we mnie dziwne uczucia. Cztery białe ściany, drażniące ostre światło jarzeniówki, nadające im sterylny wygląd. Masa piszczących i szumiących urządzeń tworzyła, jakby mur dookoła łóżka szpitalnego. Wstałem z krzesła i podszedłem bliżej, oglądając ten sam widok, który po raz pierwszy zobaczyłem dwa miesiące temu. Shizu-chan leżał na materacu, pogrążony w głębokim śnie przez cały ten czas. Taki spokojny...

- Shinra tu był, wiesz? - Usiadłem na skraju materaca i przeczesałem palcami jego blond włosy, jak zwykle rozrzucone we wszystkie strony w nieładzie. Są stanowczo za długie. Powinienem je trochę przyciąć. - Celty też dzisiaj tu była. Z planu urwał się nawet Kasuka, choć nie był taki rozmowny, jak tamta dwójka. Ale pewnie i tak najbardziej cieszyłeś się, kiedy on przyszedł, prawda? Ach, i jeszcze przyniósł ci kwiaty. Postawiłem je na parapecie, na miejscu tych, które już zwiędły.

Spojrzałem w stronę otwartego okna. Pogoda była doskonała na spacerowanie po Ikebukuro i zbieranie informacji. Więc dlaczego siedziałem tu, przy nim, i opowiadałem mu to wszystko?

Na samym początku myślałem, że przyciąga mnie tu chęć zabicia Shizu-chana, ale to uczucie minęło, gdy tylko wykończyłem tamten gang. A potem wybrałem przychodzenie tu  codziennie i opiekę nad nim, zamiast biegać po mieście i bawić się ludźmi, pod jego nieobecność. Zresztą... robiłem tak przez kilka pierwszych dni, ale niespodziewanie szybko stałem się znudzony tym, jak tłum ulegał wszystkim moim działaniom. Czułem, że coś jest nie tak jak powinno, że brakuje jednego, ale dość istotnego elementu. Oczywiście był nim Shizu-chan.

Wstałem z materaca i podszedłem do okna, by je zamknąć. Wieczorami było jeszcze stanowczo za chłodno, by móc spać przy otwartym. Jednak zamarłem w pół ruchu, gdy mój wzrok padł na wazon z kwiatami i niezwykle barwne stworzonko, wygrzewające swoje skrzydełka w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Delikatnie wziąłem je w swoje dłonie i wyłożyłem ręce przez otwarte okno. Motyl był niezwykle spokojny. Leżał jeszcze chwilkę, ale potem zatrzepotał szybko skrzydełkami i odleciał. Przypomniała mi się sytuacja sprzed dwóch miesięcy.

Podszedłem do łóżka i nachyliłem się nad nieruchomą postacią. Nasze twarze były tak blisko siebie, że czułem ciepło bijące od jego ciała.

- Shizu-chan, wiesz... - Wyszeptałem cicho w jego usta. - ... że przeżyją tylko najsilniejsi?

 

*** The end ***

 

 
 
 


 

wtorek, 14 maja 2013

Witajcie~!
Przychodzę do Was z trzema informacjami. Złą, bardzo złą i przerażająco złą. Którą wolicie najpierw?
Ok... Może zacznę od tej złej... Mam skrytą nadzieję, że większość zrozumie, co mam na myśli... Szkoła + Końcówka roku szkolnego = Wystawianie ocen = Zarwane nocki (brak czasu)
Teraz bardzo zła: szlaban na tydzień na komputer...
A dwa powyższe fakty skutkują jeszcze trzecim, najgorszym z nich. PRZEZ DWA TYGODNIE NIE BĘDZIE NOTEK!!!
Wybaczcie... Teraz opuszczam Was i idę zgłębiać tajemnice j.polskiego, biologii, fizyki i matematyki na... (patrzę na zegarek. Jest dokładnie 0:35) ... na dzisiaj... RATUNKU!!!

wtorek, 7 maja 2013

"Piękny i Bestia" - rozdział 3


Witajcie~!

Tak, jak pisałam dzisiaj wstawiam trzecią i ostatnią część.
Chciałam by była taka fajna, super i w ogóle, ale wyszła mi jakoś dziwnie...
 Jest tu też obecna scena seksu… więc osoby psychicznie nieprzygotowane (ale to brzmi…xD), niech się mają na baczności. Starałam się nie pisać jakoś tak szczegółowo wszystkiego, bo uważam, że czasami przesada w opisywaniu „tych spraw” mija się z dobrym smakiem. A osoby, że tak powiem, bardziej zawansowane, mogą sobie dopowiedzieć niektóre fragmenty, czy popracować trochę wyobraźnią. Ja sama jestem w tych sprawach na „level 0” i niech tak na razie pozostanie. Nie ma się co śpieszyć, wszystko przyjdzie w swoim czasie, a teraz…

… zapraszam do czytania~!

 

 

 

„Piękny i Bestia”

Rozdział 3

 

 

- Co… to było? – Spytałem cicho sam siebie, wpatrując się w zamknięte drzwi.

W pokoju rozległy się ciche szepty.

- Udało ci się! Izaya jesteś niesamowity!

Spojrzałem na kłębiące się wokół mnie przedmioty, podskakujące w euforii.

- Co mi się udało...? - Spytałem. Jeszcze nigdy w życiu, tak się nie czułem... Byłem niczym ślepiec przechodzący przez autostradę. Wszyscy wiedzieli co się dzieje wokół, tylko nie ja!

- Już ci wszystko wyjaśniamy do końca~! - Krzyknęły z entuzjazmem okulary, aż trzęsąc się z radości. - Tak więc, piękn-... zła czarownica, tak jak już wcześniej mówiłem, rzuciła klątwę za narcyzm i próżność naszego Pana. Czar zostanie zdjęty tylko wtedy, gdy Shizuo zakocha się w kimś ze wzajemnością~! - Słuchałem go w otępieniu, nie mogąc wyksztusić, ani jednego sensownego zdania. - Co jakiś czas do naszego zamku przybywały różne kobiety, zwabione bogactwem. Chciały zdjąć klątwę i pławić się już do końca życia w dostatku, ale zawsze kończyło się na tym, że wybiegały z posiadłości nagie i przeraźliwym z krzykiem. - Ciekawe dlaczego? - Ale z tobą jest inaczej! Jesteś facetem, ale nawet nie uciekłeś, jak tamte... - Spojrzał przepraszająco na strzępy materiału, którymi zasłaniałem sobie d... dość istotne miejsca. - Już tak niedużo zostało, by zdjąć z nas klątwę. Ale czasu jest mało! Mamy go tylko do południa! - powiedział, a wszyscy automatycznie spojrzeliśmy na jedyny zegar znajdujący się w pokoju. Już sekundę później, uszu wszystkich dobiegła smutna melodyjka obwieszczająca nadejście godziny dwunastej.

Patrzyłem, jak ich oczy zalewa strach i panika. Zza okna dało się słyszeć tętent kopyt pędzącego konia. Wszystkie przedmioty nawet nie poruszyły się, wyczekując powoli nadchodzącego końca.

Usłyszałem skrzypnięcie wielkich drzwi wejściowych i natychmiast odbiegłem do jednego z okien, wyglądając na zewnątrz. Zobaczyłem czarnego jeźdźca na swoim koniu i idącemu ku niej Shizuo. Wypowiedział kilka niesłyszalnych dla mnie z tej odległości słów. Potem padł przed nią na kolana.

- Co ten idiota wprawia?! - Wykrzyknąłem, kiedy zauważyłem, że Celty sięga po miecz.

Wybiegłem pędem z pokoju, zostawiając w nim osłupiałe przedmioty. Nikomu nie dam go zabić! Shizuo nie może zginąć z niczyjej innej ręki, oprócz mojej! Biegłem do wyjścia, całą plątaniną korytarzy, mając tylko nadzieję, że się nie zgubię i zdążę zapobiec jego śmierci.

W pewnym momencie dostrzegłem światło i popędziłem w jego kierunku. W chwili, gdy wybiegłem przez drzwi i zobaczyłem ciało leżące na ziemi, ogarnął mnie nieprzenikniony chłód. Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Bezwładne ciało Shizuo rozpościerało się przed Celty, która właśnie chowała swój zakrwawiony miecz.

Nie... NIE!!! To nie może się dziać naprawdę!!! Moje nogi same poniosły mnie w tamtym kierunku. Każda sekunda wydawała mi się wiecznością, a każdy następny krok upadkiem w rozciągającą się pode mną otchłań.

Padłem na kolana przed jego ciałem. W powietrzu unosił się, tak bardzo mi znajomy, zapach papierosów i jego skóry, ale tym razem zeszpecony mdłą wonią krwi. Bursztynowe spojrzenie było puste, jak jeszcze nigdy dotąd, a z oczu zupełnie znikł blask, tętniącego jeszcze kilka minut temu życiem ciała. Jego twarz, tak zawsze pełna ekspresji i emocji, zastygła teraz, tylko w jednym wyrazie. Przemawiał przez nią ból, który rozszarpywał moje serce. Zawsze napięte mięśnie były teraz całkowicie rozluźnione. Ciało, zawsze tak gorące traciło teraz swoje ciepło, które wypływało ze szkarłatną krwią przez ranę w miejscu serca.

- D-dlaczego? – Udało mi się wychrypieć przez zaciśnięte z rozpaczy gardło, tylko to jedno słowo.

Wyciągnąłem dłoń w kierunku jego twarzy. Powoli przeciągnąłem po niej palcami, tym samym rozmazując krople świeżej krwi i przemieniając je w szkarłatne ślady na jego policzku.

- Był Bestią. - Rozbrzmiał w mojej głowie niezwykle spokojny, kobiecy głos. - Przecież sam zawsze to mówiłeś. Nie był człowiekiem, więc nie masz chyba żadnego powodu, by rozpaczać nad śmiercią takiego potwora. Prawda?

Moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz, kiedy usłyszałem jej słowa. To prawda, że tak zawsze mówiłem. Ale... Przecież on był niezniszczalny! Cokolwiek się nie działo, on zawsze wychodził z tego cało. Ale teraz... on nie żyje. Umarł. Już nigdy na mnie nie krzyknie w furii, nie wypowie ze złością mojego imienia... Już nigdy...

- ... chałem... - Czułem, jak w moich oczach pojawiają się łzy, by zaraz potem uformować się w krople i spłynąć po policzkach, a następnie skapnąć na twarz o bursztynowym spojrzeniu. - Kochałem go. - Pochyliłem się nad nim i ucałowałem jego chłodne usta. - I będę zawsze kochać.

- Chcesz wiedzieć, jakie były jego ostatnie słowa? - W moim umyśle usłyszałem ten sam głos co wcześniej. – Powiedział, że nie będzie stawiać oporu i da się zabić, jeśli spełnię tylko jedną jego prośbę. Zgodziłam się. Chciał, bym cię oszczędziła. Potem padł przede mną na kolana, błagając, by nie stała ci się żadna krzywda. - Przytulałem chłodnące ciało do swojego, rozpaczliwie próbując oddać mu swoje ciepło. Płakałem, czując rozdzierający mnie od środka ból. - Też cię kochał.

Wokół nas zaczęły tańczyć i wirować jasne światła, wprawiając w ruch chłodne powietrze.

- On pokochał ciebie, a ty pokochałeś jego. - Głos kobiety zdawał się dobiegać zewsząd. - Jest to miłość odwzajemniona i niewymuszona. Udało ci się złamać klątwę. Tak, jak obiecałam czar zostaje zdjęty. Cieszcie się sobą...

 

***

 

Moje ciało otaczało ze wszystkich stron przyjemne ciepło. Czułem się, jakbym unosił się na wodzie, a ona delikatnie lizała każdy skrawek mojego ciała...

- Izaya... kocham cię. - Usłyszałem cichy i namiętny szept tuż przy moim uchu, a w zagłębieniu szyi poczułem wilgoć.

- Shizu-chan...? - Spytałem z niedowierzaniem, rozpoznając znajomy głos. Otworzyłem natychmiast oczy. Leżałem w pokoju na wielkim łożu z baldachimem. Shizu-chan pochylał się nade mną z zalotnym uśmiechem, ale z jego oczu płynęły łzy. - Ale, jak...? Przecież ty...

- Czary. - Uśmiechnął się szerzej, chwycił delikatnie moją dłoń i przyłożył do swojego torsu. Poczułem szybkie i mocne bicie jego serca. - Słyszałem i widziałem wszystko, co się tam stało… choć byłem już martwy. A teraz żyję tylko dzięki tobie. Czy mogę... ? - Pocałował mnie delikatnie w usta. Nie opierałam się, czując ogarniające moje ciało gorąco. Poddałem się tej przyjemności i uchyliłem wargi, łącząc tym samym nasze języki w zmysłowym tańcu.

Jego ciepłe dłonie błądziły po moim ciele, przyprawiając mnie co chwilę o dreszcze podniecenia. Gdy poczułem dotyk na męskości, zamruczałem mu w ust, a palce wplotłem w jego blond włosy i pogłębiłem pocałunek. Przyjął to z aprobatą, ale za chwilę oderwał swoją twarz od mojej. Posłałem mu zdziwione spojrzenie.

- Czy... czy na pewno chcesz się ze mną kochać? - Spytał, a w jego oczach dostrzegłem wątpliwość. - Wcześniej się mnie wystraszyłeś... A ja boję się, że niechcący zrobię ci krzywdę...

Przerwałem mu krótkim, ale namiętnym pocałunkiem.

- Nie boję się ciebie i nigdy się nie będę bał. - Wyszeptałem wprost do jego ucha. - Oddaję się w twoje ręce. Bądź delikatny. – Wymruczałem, czując jaki jest twardy na dole.

Wsadziłem sobie do ust jego dwa palce, dokładnie przy tym je nawilżając i oglądając jego rumieniącą się twarz. Gdy już skończyłem, zabrał dłoń i skierował ją w stronę mojego wejścia. Wygniłem się w łuk, czując w sobie obce ciało.

Zaczął poruszać powoli jednym palcem, potem dołączył do niego dugi i trzeci. Wiłem się w przyjemności, gdy tylko czułem, jak dotyka to magiczne miejsce wewnątrz mnie, sprawiając mi tym samym nieopisaną przyjemność. Bawił się mną, moim płonącym ciałem, moimi gorącymi uczuciami. A ja poddawałem się tej zabawie i angażowałem w nią.

Niespodziewanie wysunął wszystkie palce, na co odpowiedziałem mu żałosnym i przeciągłym jękiem. Jednak zaraz zostały one zastąpione czymś o wiele większym i cieplejszym. Czując, jak Shizu-chan wsuwa we mnie swoją męskość, wygiąłem się w łuk i wykrzyczałem jego imię.

Zaczął od wolnego poruszania biodrami, ale z czasem pogłębił suwy i dodał im więcej energii. Było mi tak dobrze...

- Ach~! S-shizu-cha-an~! Już nie mogę...! - Krzyczałem, aż rozbolało mnie gardło. Wczepiłem się w niego, obejmując jego plecy ramionami, a palce na powrót wplatając w jasne włosy.

Czułem rozchodzące się po moim ciele ciepło i gorące dreszcze. Gdy dochodziliśmy jeszcze pocałował mnie, a potem...

... nadeszła ciemność.

 

***


 

Otworzyłem oczy, a pierwszym co zobaczyłem była twarz mojej sekretarki. Dodając jeszcze w szczególe, malowały się na niej wyraz zdziwienia, obrzydzenia i pogardy.

Rozglądnąłem się wokół. Nigdzie nie było Shizu-chana, ani śladu po ogromnym pokoju wypełnionym fantazyjnymi meblami. Byłem w swoim mieszkaniu.

- Co się stało Namie-san? - Spytałem widząc jej dziwną minę.

- Nic. Tylko nie pomyślałabym nigdy, że gustujesz w takich tytułach. - Wskazała podbródkiem na książkę, którą trzymałem jeszcze w ręce.

- Dostałem ją wczoraj w prezencie urodzinowym. I przez to miałem dość... realny i oryginalny sen. - Dodałem, czując że moja bielizna jest cała w lepkiej substancji.

- Ale to tylko bajka dla dzieci. - Powiedziała, a na jej twarzy zawitał złośliwy uśmiech. - Izaya... Wiesz, że sny podobno są odzwierciedleniem marzeń i pragnień?

Patrzyłem na nią w osłupieniu. Jeśli to co mi się przyśniło jest...

- A to... prezent ode mnie. - Wskazała na pakunek leżący pomiędzy stertami dokumentów, przerywając tym samym moje rozmyślanie.

- Co to jest? - Spytałem jeszcze trochę mało przytomnie.

- Otwórz, a zobaczysz. - Rzuciła tylko i zaczęła przeglądać kupki papierów, porządkując je po kolei.

Wziąłem do ręki prezent i odpakowałem z nadzieją, że może to być jakiś plik informacji, które mogłyby być dla mnie przydatne. Ale, gdy już zobaczyłem co było w środku...

- Namie-san... Co to ma znaczyć?! - Spytałem z irytacją, spoglądając na dwie książki spoczywające w moich dłoniach i ich lśniące tytuły. - "Kopciuszek" i "Czerwony Kapturek"?

- Spotkałam Shinrę w księgarni i pomógł mi to wybrać dla ciebie. Będą pasować do tamtej. - Wskazała "Piękną i Bestię".

- Tak... Pasują do siebie niezaprzeczalnie. - Powiedziałem z sarkazmem i odłożyłem wszystkie trzy na półkę.

 

 

***THE END***